"Jeśli nie chcesz zostać złamany, ugnij się.
Jeśli chcesz być wyprostowany, przystań na odrobinę krzywizny."
Minuty
mijały, a Hermiona nadal stała w tym samym miejscu. Opierała się o biurko, a
ręce i nogi trzęsły się jej od nieustannego szlochu. W ustach miała słony smak
łez, a skóra na policzkach zaczęła szczypać. Nie potrafiła się pogodzić z tym,
jak została potraktowana. Czuła się oszukana. Zdradzona. Ale w głównej mierze
była wściekła na Snape’a nie za to co zrobił, lecz jak. Zalała ją fala uczuć,
które do niego żywiła i nie potrafiła ich powstrzymać. Zdążyła się w nim
zakochać, lecz nie miała okazji nacieszyć się tym, gdyż on zdecydował się jej
to odebrać. Okłamała go, ale nie czuła wyrzutów sumienia. Nie uwierzyłby jej.
Jego chore przeświadczenie i mniemanie o sobie od razu zabiło w nim myśl, że
jest do tego zdolna. Odebrał im szansę na przekonanie się, czy mają szansę na
szczęście. Wściekłość wypuszczała coraz to nowe łzy, a szloch zamieniał się w
spazmatyczne łkanie. Przeszła do sypialni i rzuciła się na łóżko. Czuła, jak
sztylety przeszywają jej serce, raniąc, rozdzierając, powodując krwawienie. Dziewczyna zwinęła
się, podciągając nogi pod brodę i zamknęła oczy.
Snape
siedział w fotelu i gapił się w płomienie. Wszystko stało się tak szybko, że
mężczyzna dopiero teraz zdał sobie sprawę, co tak naprawdę się wydarzyło.
Powiedziała to. Powiedziała, że nie mogłaby go pokochać. Zaciskając zęby,
przyznał w myślach, że teraz wie na czym stoi. Wiedziałem to od dawna, pomyślał. Więc dlaczego czuł się, jakby potraktowano go klątwą gorszą niż te, które
znał? Wstał, musiał zająć czymś myśli, jedyne czego nie chciał to popaść w
cholerną autodestrukcję. Ruszył na zajęcia, miał swoje obowiązki i postanowił
się nimi zająć. Sprawa jest skończona,
powtarzał sobie.
McGonagall
szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu, zbulwersowana wieściami, jakie
krążyły dzisiaj po szkole. Bezceremonialnie wparowała do gabinetu swojego
przyjaciela, który siedział za biurkiem, ze szklanką alkoholu i papierosem w
ustach. Zbita z tropu, otworzyła usta.
-
Severusie – powiedziała oskarżycielskim tonem. Skąd on, do licha, wytrzasnął
mugolskie papierosy? – Co ty wyprawiasz, na brodę Merlina?
- Mów
jaśniej.
-
Ponoć rano byłeś niezwykle miły dla swoich uczniów, a teraz dowiaduję się, że
doprowadziłeś do płaczu prawie tuzin dziewcząt!
-
Działały mi na nerwy swoimi głupimi pytaniami – odparł lakonicznie,
- I
teraz jeszcze to! – wskazała dłonią na niego, kompletnie ignorując jego
wypowiedź.
- To?
– powiedział Snape podnosząc szklankę do ust i pociągając łyk. – I to? – dodał,
zaciągając się papierosem.
- Co
się z tobą dzieje?
- Nic
nadzwyczajnego. Ot co, rozkoszuję się samotnością.
Wymachiwał
naczyniem, niemal rozlewając jego zawartość.
-
Robisz to od piętnastu lat, a nigdy nie widziałam, abyś miał w ustach papierosa.
Skąd je w ogóle masz?
- Nie
przypominam sobie, aby moja matka żyła. I zdecydowanie nie przypominam sobie,
aby wyglądała jak ty - bąknął, lustrując przyjaciółkę wzrokiem.
McGonagall
powoli traciła do niego cierpliwość.
- Albo
natychmiast powiesz mi, co się dzieje, albo… – powiedziała, wyciągając różdżkę
z kieszeni szaty. – Wiem gdzie trzymasz alkohol.
Snape
zaśmiał się gorzko.
-
Naprawdę, Minerwo, co cię to, do ciężkiej cholery, obchodzi?
-
Jesteś w mojej szkole – powiedziała ostro. - Najpierw Albus, a potem ja...
długo przymykaliśmy oko na twoje humory. Ale myślałam, że jesteś
profesjonalistą. Nie możesz pozwalać sobie na przerzucanie gniewu na uczniów.
- Bo
doprowadziłem do płaczu tuzin głupich nastolatek, które mają zbyt małe mózgi,
aby zrozumieć, co się do nich mówi? Robię to od piętnastu lat – uśmiechnął się
ponuro.
- Nie,
Severusie. Okłamuj kogo chcesz, ale nie mnie.
-
Doprawdy? – zaśmiał się szyderczo Snape, unosząc brew.
Minerwa
stała w milczeniu przez chwilę, jednak widziała, że groźbami nic nie wskóra. Wzięła
głęboki oddech i usiadła na fotelu przed biurkiem.
-
Severusie, posłuchaj…
- Nie,
Minerwo, to ty posłuchaj. Miałem
gówniany dzień, przesadziłem, ale jak widzisz, odreagowałem i jest mi lepiej. Nie musisz się o
mnie martwić – powiedział, uśmiechając się krzywo.
- Ale
się martwię – westchnęła. – Na Merlina, Severusie, jesteś moim przyjacielem.
Wiele razy to ty pomagałeś mi, gdy miałam gorszy dzień, pamiętasz? Ile godzin
spędziłeś słuchając moich lamentów po śmierci Albusa? Ile godzin patrzyłeś jak
płaczę, wmawiałeś mi, że będzie lepiej? Dajże sobie pomóc. Nie bądź upartym
osłem.
Snape
patrzył na nią wściekłym wzrokiem. Użyła argumentu, którego nie chciał i nie
umiał podważyć. To właśnie śmierć Dumbledore’a ich do siebie zbliżyła i stawała
pomiędzy nimi zawsze, kiedy Minerwie to odpowiadało. Westchnął teatralnie,
pociągnął ostatni łyk ze szklanki i zgasił papierosa. Czekał go długi wieczór,
pełen wykładów i wyrzutów.
- To
wszystko moja wina – powiedział obojętnym tonem. – Przespałem się z Granger.
Ciężki
szok, który wypełzł na twarz Minerwy spowodował u Severusa chęć wybuchnięcia
gorzkim śmiechem. Sam by tak zareagował, gdyby dwa tygodnie temu ktoś mu
powiedział coś równie absurdalnego.
- Co
zrobiłeś? – spytała dyrektorka, krztusząc się powietrzem.
-
Dobrze słyszałaś. Przespałem. Się. Z. Granger – powiedział, akcentując mocno
każde słowo.
Cisza, jaka zapadły, zaczęła niezwykle irytować Snape’a. Do milczenia nie
potrzebował Minerwy, mógł to spokojnie robić w samotności, w towarzystwie
kolejnej szklanki whisky. W końcu oswoiła się w tą wiadomością i odchrząknęła.
- Jak
to się stało?
Typowe
pytanie. Mistrz aż przewrócił oczami. Naprawdę to jej teraz wpadło do głowy?
Snape głośno wciągnął powietrze i spróbował ubrać w słowa całą historię.
- Po
ataku Malfoy’a, kiedy leżała w moich komnatach, a ja się nią opiekowałem, dużo
rozmawialiśmy. Wiedziałem jaka jest zdruzgotana całą tą sytuacją. Sam nie wiem
jak i kiedy, ale zbliżyliśmy się do siebie na tyle, żeby pewnego dnia po prostu - wzruszył ramionami - wylądować w łóżku.
Dał
chwilę Minerwie, aby przetrawiła tą porcję informacji. Z pewnością nie było to
dla niej łatwe - słuchać o romansie jej przyjaciela z najlepszą uczennicą.
- Nie
chciałem tego, Minerwo, a może chciałem, sam nie wiem – kontynuował. Kobieta
spokojnie słuchała każdego jego słowa, wciąż nie mogąc nadziwić się, że coś
takiego, działo się pod jej nosem. - Nie chciałem niszczyć jej życia, dlatego
zaraz potem wymazałem jej pamięć. Sądziłem, że tak będzie lepiej. Dla nas
obojga.
Nagle
mężczyzna wstał.
- Ale
ona nie zapomniała - powiedział gorączkowo. - Nie wiem jak, zaklęcie nie
zadziałało. Przyszedłem do niej, a ona stała tam, cała zapłakana i powiedziała,
że wie co jej zrobiłem. Krzyczała, że nie miałem prawa, że ją skrzywdziłem –
ponownie usiadł na fotelu. Kobieta patrzyła na niego, przytłoczona nawałem
informacji. Jego maska spokoju opadła, a na jego twarzy pojawił się grymas
czegoś, co na pierwszy rzut okaz, wyglądało jak… ból. Nabrała powietrza i w
końcu się odezwała.
-
Czujesz coś do niej?
Spojrzał
na nią i ta wątpliwość, którą zobaczyła w jego oczach, to wymowne milczenie
jakim ją uraczył, potwierdziło jej najgorsze obawy.
-
Severusie, to jest uczennica…
-
Wiem, do cholery jasnej! – krzyknął. - Myślisz, że chciałem, aby to zaszło tak
daleko? Myślisz, że podejrzewałem, że z rozmów rozwinie się coś takiego?
Naprawdę myślisz, że chciałem coś do niej poczuć? Nie, nie chciałem! Bo jestem
dwa razy od niej starszym Śmierciożercą! A ona nie zasługuje na kogoś takiego!
Minerwa
skamieniała, kiedy dotarły do niej jego słowa.
- Co
zamierzasz? – spytała poważnym tonem.
-
Jeśli pozwolisz mi skończyć butelkę – powiedział beznamiętnie. – jutro będzie
zwykłym dniem.
- Co
zamierzasz z dziewczyną – sprecyzowała pytanie. – Wciąż jesteś jej opiekunem…
- Oh,
daj spokój, Minerwo. Ty i ja dobrze wiemy, że ten cały egzamin to zwykła bujda.
Hermiona miała po prostu uwierzyć.
Dyrektorka
skinęła głową. Wstała i ruszyła w stronę wyjścia, jednak zanim nacisnęła
klamkę, odwróciła się przez ramię.
-
Severusie, wiem, że nie cenisz zbytnio moich opinii…
- Nic
osobistego, ja nie cenię żadnej opinii – przerwał jej sucho, lecz kobieta go
zignorowała.
-
Porozmawiaj z nią. Ciężko mi się jeszcze przyzwyczaić do całej tej… nowej
sytuacji, jaką mi przedstawiłeś. Jednak uważam, że rozmowa pomoże wam obydwojgu.
Domyślam się, że ona jest w tej chwili zraniona dużo bardziej niż ty.
- Masz
rację – powiedział, uśmiechając się sztucznie. – Faktycznie nie cenię zbytnio
twojej opinii.
Kobieta
uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z jego komnaty. Kiedy znów został sam, wpatrzył
się w butelkę Whiskey stojącą na biurku i z impetem rzucił nią w ścianę.
Rozbiła się na milion kawałków, zalewając dywan bursztynową zawartością. Tej
nocy nie położył się spać, gdyż doskonale wiedział, że nic z tego nie wyjdzie.
Złapał pierwszą lepszą lekturę i dopiero kiedy słońce na nowo wtargnęło do jego
komnat, wziął szybką kąpiel i poszedł na śniadanie.
Jak
mógł się spodziewać, dziewczyna cały dzień unikała go jak ognia. Zaszyła się w
swoim gabinecie, pojawiała się wyłącznie na posiłkach, a wtedy widział jej
czerwone od płaczu oczy. On sam tego dnia był nadzwyczaj spokojny. Ignorował uczniów,
ignorował Minerwę, która od rana wymownie na niego patrzyła, ignorował nawet
swoich podopiecznych, warcząc, że nie ma dla nich czasu. Dzień jak co dzień, myślał Snape.
Po
popołudniowych zajęciach wrócił do siebie i zaczął sprawdzanie wypracowań
uczniów na temat skutków użycia Veritaserum.
„Veritaserum to serum prawdy” czytał w notatkach czwartoklasistów i miał ochotę się śmiać. Banały, żadnego wysiłku z ich strony, doprawdy, chodziło wyłącznie o zaliczenie wypracowania, wypisując kilka prostych stwierdzeń i oczywistości. Po kilku godzinach kark mu zesztywniał i Snape musiał wstać, aby rozprostować kości. Przypomniał sobie jak siedział przy biurku i sprawdzał wypracowanie Granger o wilkołakach w trzeciej klasie. Był jednocześnie wściekły i zdumiony długością jej pracy, dbałością o szczegóły i całkiem inteligentnymi stwierdzeniami. Tak bardzo różniącymi się od innych idiotycznych wywodów z jej rocznika. Taki Weasley, przypomniał sobie Snape. Używał tak mądrych, specjalistycznych słów, że profesor miał ochotę podrzeć jego pracę w kawałki. Niemal widział jego bezczelny uśmieszek i te słowa „Snape nigdy się nie domyśli, że to nie ja pisałem wypracowanie”. Cóż, znał Weasley’a wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że poziom jego inteligencji nie mógł być większy niż rozmiar jego buta.
„Veritaserum to serum prawdy” czytał w notatkach czwartoklasistów i miał ochotę się śmiać. Banały, żadnego wysiłku z ich strony, doprawdy, chodziło wyłącznie o zaliczenie wypracowania, wypisując kilka prostych stwierdzeń i oczywistości. Po kilku godzinach kark mu zesztywniał i Snape musiał wstać, aby rozprostować kości. Przypomniał sobie jak siedział przy biurku i sprawdzał wypracowanie Granger o wilkołakach w trzeciej klasie. Był jednocześnie wściekły i zdumiony długością jej pracy, dbałością o szczegóły i całkiem inteligentnymi stwierdzeniami. Tak bardzo różniącymi się od innych idiotycznych wywodów z jej rocznika. Taki Weasley, przypomniał sobie Snape. Używał tak mądrych, specjalistycznych słów, że profesor miał ochotę podrzeć jego pracę w kawałki. Niemal widział jego bezczelny uśmieszek i te słowa „Snape nigdy się nie domyśli, że to nie ja pisałem wypracowanie”. Cóż, znał Weasley’a wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że poziom jego inteligencji nie mógł być większy niż rozmiar jego buta.
Znów
poczuł duszność w piersiach i wyszedł z gabinetu. Nogi poniosły go jak zwykle
na Wieżę Astronomiczną. Tam, wobec przytłaczającej wysokości i otwartego
powietrza czuł się nagi, obnażony ze wszystkich sekretów. Miał ochotę wyć do
wschodzącego właśnie księżyca, jednak skarcił się z myślach. „Co ja, Remus?”
- Głupia Granger – warknął w pustkę. Wiatr poruszył jego czarnymi włosami, które przyczepiły się do jego warg, lepkich od niedawno pitego alkoholu. - Głupie włosy – burknął ponownie i cofnął się kilka kroków. Chłodne wieczorne powietrze nie grało dobrze z jego rozgrzanym organizmem i Snape poczuł, jak przeszedł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Wrócił do środka, zszedł po schodach i wyszedł na korytarz na siódmym piętrze. Cisza jaka tam panowała przerywana była jedynie odgłosem jego kroków. Minął zakręt i miał już schodzić na niższe piętro, gdy nagle usłyszał jakieś dźwięki. Wolnym krokiem kierował się w ich kierunku, aż zdał sobie sprawę, że to fortepian. Dotarł w końcu pod uchylone drzwi Pokoju Życzeń. Muzyka była przepiękna. Prosta, subtelna i niezwykle smutna. Zajrzał przez szparę i w półmroku pomieszczenia dojrzał czarny instrument. W milczeniu stał, słuchając dźwięków pieśni, dobywających się spod palców drobnej brunetki. Łzy na jej policzku lśniły w blasku rozstawionych świec, miała zamknięte oczy, a jej ciało lekko kołysało się w rytm melodii.
- Nie wiedziałem, że potrafisz grać – wypalił nagle, a Hermiona aż podskoczyła przerywając grę. Spojrzała na niego, zaskoczona jego obecnością.
- Mój ojciec nauczył mnie grać, kiedy byłam dzieckiem – powiedziała w końcu i spuściła głowę. – Co tu robisz? – brzmiało to bardziej jak oskarżenie niż pytanie.
- Głupia Granger – warknął w pustkę. Wiatr poruszył jego czarnymi włosami, które przyczepiły się do jego warg, lepkich od niedawno pitego alkoholu. - Głupie włosy – burknął ponownie i cofnął się kilka kroków. Chłodne wieczorne powietrze nie grało dobrze z jego rozgrzanym organizmem i Snape poczuł, jak przeszedł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Wrócił do środka, zszedł po schodach i wyszedł na korytarz na siódmym piętrze. Cisza jaka tam panowała przerywana była jedynie odgłosem jego kroków. Minął zakręt i miał już schodzić na niższe piętro, gdy nagle usłyszał jakieś dźwięki. Wolnym krokiem kierował się w ich kierunku, aż zdał sobie sprawę, że to fortepian. Dotarł w końcu pod uchylone drzwi Pokoju Życzeń. Muzyka była przepiękna. Prosta, subtelna i niezwykle smutna. Zajrzał przez szparę i w półmroku pomieszczenia dojrzał czarny instrument. W milczeniu stał, słuchając dźwięków pieśni, dobywających się spod palców drobnej brunetki. Łzy na jej policzku lśniły w blasku rozstawionych świec, miała zamknięte oczy, a jej ciało lekko kołysało się w rytm melodii.
- Nie wiedziałem, że potrafisz grać – wypalił nagle, a Hermiona aż podskoczyła przerywając grę. Spojrzała na niego, zaskoczona jego obecnością.
- Mój ojciec nauczył mnie grać, kiedy byłam dzieckiem – powiedziała w końcu i spuściła głowę. – Co tu robisz? – brzmiało to bardziej jak oskarżenie niż pytanie.
-
Pytanie brzmi, co ty tu robisz? – burknął.
- Nie
jestem uczniem, nie obowiązuje mnie cisza nocna – warknęła cicho w stronę
klawiszy.
Snape
poczuł napływającą z nie wiadomo z jakiego kierunku złość.
- Co
nie znaczy, że możesz się włóczyć nocą po zamku.
Spojrzała na niego słabo i uśmiechnęła się kpiąco.
Spojrzała na niego słabo i uśmiechnęła się kpiąco.
- Tak
jak ty?
W jej cichym
głosie czuł tyle jadu, tyle gniewu, tyle… nienawiści.
-
Granger, słuchaj… - westchnął. - źle zaczęliśmy. Chciałem powiedzieć, że nie
powinnaś włóczyć się po zamku sama – powiedział, mocno akcentując ostatnie
słowo.
-
Dziękuję za radę, profesorze –
syknęła, wstając od fortepianu. – Dobranoc.
Wyszła,
posyłając mu puste spojrzenie. Zanim się ruszył usłyszał jej szloch na
korytarzu, z każdą sekundą oddalający się coraz bardziej. Dlaczego nie mógł po
prostu milczeć? Zawrócił i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Dlaczego musiał na
nią warczeć? Do komnat dotarł szybkim przejściem, tak było bezpieczniej. Ręce opadają, usłyszał w głowie
zrezygnowany głos.
Napięta
atmosfera utrzymywała się przez kilka następnych dni. Żadnych słów, żadnych
spojrzeń. Nie mijali się nawet na korytarzu. Każde z nich było zbyt dumne, żeby
wyciągnąć rękę. Mimo, iż każde z nich przeżywało to na swój sposób i w pewien
sposób nawet Snape czuł się zraniony.
Pewnego
popołudnia Mistrz Eliksirów wertował wszystkie znane sobie księgi w
poszukiwaniu odpowiedzi. Jak to możliwe, że dziewczyna odzyskała w ogóle
pamięć? Nie mógł zapomnieć o tym szczególe, chociaż chciał ruszyć dalej,
zapomnieć, dać sobie spokój. Otwierał kolejne księgi, znajdując w nich te same
informacje. Żadna z nich nie przewidywała takiej możliwości. Zrezygnowany oparł
się na fotelu. Czyżby jego moc słabła? Czyżby tracił umiejętności? To
niemożliwe. Jego eliksiry były tak silne, że skutecznie niwelowały wszelkie
skutki czarnomagicznych klątw. Więc o co, do ciężkiej cholery, chodzi? Spojrzał
na półkę i wychwycił interesujący tytuł. Natychmiast przywołał cienką księgę i
zerknął na spis treści. „Skutki nieprawidłowego użycia zaklęć”, „Umysł kontra
klątwa”… Otworzył na stronie 96.
„Wiele zaklęć opiera się na kształtowaniu, manipulowaniu lub
oczyszczaniu umysłu. Jednym z najpotężniejszych jest zaklęcie zapomnienia.
Użytkownicy tego rodzaju magii często zapominają jednak z czym tak naprawdę mają
do czynienia. Ludzki umysł jest bowiem niezbadany, kryje wiele tajemnic. Co
wiemy? Umysł jest zaopatrywany przez krew, nieustannie krążącą po naszym ciele.
Jej największym źródłem jest serce. Prosta droga wiedzie więc od serca do
umysłu. Łatwo jest wejść na ścieżkę zapomnienia, jednak powrócić z niej, to
abstrakcja dla większości czarodziejów.
Niemniej jednak, w historii świata czarodziejów znalazły się
przypadki niepożądane. Theodor Carnell, czarodziej znany przede wszystkim z
opracowania zaklęcia marionetki, osobiście padł ofiarą swojej własnej
ignorancji.
„Kiedy byłem bardzo młodym człowiekiem, ledwie wyszedłem spod
skrzydeł rodziców, poznałem Vivienne. Nie mogłem się w niej nie zakochać. Była
doprawdy przepiękną istotą, tak dobrą, tak niewinną, że los jaki zgotowało jej
życie można śmiało uznać za wysoce niesprawiedliwy. Zginęła podczas zamieszek
mugoli. Długo rozpaczałem nad moją stratą. Moi przyjaciele ze wszystkich sił
chcieli mi pomóc, jednak śmierć ukochanej osoby to nie rozbita szklanka. Nie da
się tego naprawić w żaden sposób. W starych księgach wyczytałem o zaklęciu
zapomnienia, spędziłem w bibliotece tyle czasu, że praktycznie tam mieszkałem.
Myślałem, że wiem wszystko, że nic mnie nie zaskoczy. Namówiłem mojego
najlepszego przyjaciela, aby rzucił na mnie zaklęcie. Był utalentowanym
czarodziejem – pomyłka nie wchodziła w grę. I podziałało. Zapomniałem wszystko.
Vivienne, jej śmierć, swój ból. Wszystkie emocje odeszły w zapomnienie. Jednak
po pewnym czasie zaczęły się ze mną dziać niewytłumaczalne rzeczy. Doznawałem
wizji, bolesnych, żywych, niczym wspomnienia. Myślałem, że tracę rozum. Za
każdym razem, gdy wspomnienie o Vivienne wracało, czułem coraz więcej emocji,
aż pewnego dnia wszystko wróciło. Ilość uczuć tak mnie przytłoczyła, że zaniepokojeni
znajomi wysłali mnie do szpitala świętego Munga. Jednak ja nie zwariowałem. Zanim
mnie wypuszczono, poznałem doktora Bertsela. To właśnie on uświadomił mi, o się
ze mną działo. W przypadku traumatycznych przeżyć sprawa jest łatwa - można wymazać ból, można wymazać
cierpienie, stratę, rozpacz. Wszystkie złe emocje. Gdyż to je nasz umysł
zapamiętuje, bo nie dajemy mu takiego wyboru. Wpływają na nas i zagnieżdżają
się w naszej duszy. Jedynie wspomnienie o nich je karmi. Nie ma jednak możliwości wymazania komuś niewinnemu z pamięci miłości
do drugiego człowieka. Osoby młode, o nieskażonych umysłach, kochają mocniej i
szczerzej. Miłość jest uczuciem, które umysł wybiera, aby zatrzymać. Dlatego
pozbycie się tych uczuć jest niemożliwe. Ponieważ szczera i czysta miłość to
najmocniejsze zaklęcie obronne na świecie.”
Hermiona
porządkowała swój gabinet, kiedy nagle usłyszała ciche pyknięcie i na jej
biurku zmaterializowała się karteczka. Podniosła ją zaciekawiona i od razu
rozpoznała pismo. Wąskie, ostro zakończone litery układały się w dwa słowa:
Izba Pamięci
Wzięła
głęboki oddech. Przez jej głowę przelatywało tysiąc myśli na minutę. Czy jest
na to gotowa? Nie. Czy w najbliższym czasie będzie? Nie. Jednak nienawidziła
niezałatwionych spraw. Oczekiwała wyjaśnień i z tym postanowieniem ubrała szatę
i poszła na miejsce spotkania. Czekał na nią przy oszklonej gablocie z
nagrodami dla wybitnie uzdolnionych uczniów.
-
Chciałeś się ze mną widzieć – powiedziała chłodno, gdy tylko dostrzegła jego
sylwetkę. Odwrócił się w jej kierunku, wyraźnie zdziwiony, że się pojawiła.
-
Chciałaś znać prawdę – stwierdził gorzko.
Skinęła
głową. W jej gardle uformowała się gula strachu, której nie mogła przełknąć.
-
Prawda jest taka, Granger, że zrobiłem to tylko i wyłącznie dla twojego dobra.
Dziewczyna
nie potrafiła pojąć sensu tych słów.
-
Mojego dobra?
- Nie
zgrywaj głupiej – parsknął. – Jestem od ciebie dwa razy starszy. Zrobiłem to,
bo podejrzewałem, że będziesz tego żałować. Byłem i nadal jestem twoim
nauczycielem. Miałem cię uczyć, a nie z tobą sypiać. Chciałem chronić swoją i
twoją reputację. Nie jestem dumny z tego jak postąpiłem, jednak musisz sobie
zdać sprawę, że to była słuszna decyzja.
Hermiona
milczała, wpatrując się w mężczyznę, którego oświetlały jedynie blade lampy,
palące się w kątach. Zmarszczki na jego twarzy były doskonale widoczne, a
głębia jego oczu, wpatrzonych w gablotę, przerażała ją jeszcze bardziej.
- Nie
powinieneś był tego robić – odezwała się w końcu. – Doskonale zdawałam sobie
sprawę z tego, co robię. Wiedziałam, że to może zaszkodzić nam obojgu, jednak w
tamtej chwili naprawdę o tym nie myślałam. Czułam się przy tobie dobrze,
podobało mi się to, co wtedy się między nami zrodziło. Nie byłam ani rozżalona,
ani samotna. Świadomie cię wtedy pocałowałam. Chciałam tego spróbować, znając
konsekwencje. Gdybyś ze mną wtedy porozmawiał, gdybyś wyjaśnił, możliwe, że
doszlibyśmy do jakiegoś porozumienia, jednak ty postanowiłeś po prostu wymazać
to z pamięci. Nie swojej. Mojej. MOJEJ – podkreśliła głośniej. - Nie miałeś
takiego prawa – dokończyła szeptem.
- Nie
cofnę czasu, a nawet gdybym mógł, postąpiłbym tak samo – odparł ostro.
Dziewczyna była zszokowana jego szczerością. – Daliśmy się ponieść emocjom, a
teraz jedynym wyjściem będzie zapomnieć o całej sytuacji.
Hermiona
nie miała odwagi przyznać, że skłamała tamtego dnia. Jego słowa cięły ją jak
miliony ostrych noży, jednak nie była w stanie wyznać mu prawdy. Teraz kiedy
znała jego zdanie, tym bardziej postanowiła trzymać to w sobie. Porzucić to
uczucie. Może tak naprawdę, nigdy żadnego nie było. Kierowana impulsem
skosztowała zakazany owoc, a teraz musi ponieść konsekwencje.
- Ma
pan rację, profesorze – odezwała się beznamiętnie, znów wracając do oficjalnego
tonu. Nie chciała, aby widział jak bardzo była na niego wściekła.
-
Wreszcie gadasz do rzeczy.
- Nie
chcę jednak, aby dłużej mnie pan nadzorował - powiedziała, ignorując jego uwagę. - Poproszę
profesor McGonagall, może znajdzie kogoś innego.
Snape
odpowiedział tym samym chłodnym tonem.
-
Gdyby mogła, znalazłaby kogoś, gdy ja ją o to prosiłem.
-
Sytuacja trochę się zmieniła od tamtego czasu – syknęła pod nosem.
- Nie
do końca cię rozumiem, Granger. Najpierw zachowujesz się jak na dorosłego
przystało, a teraz próbujesz uniknąć problemu, jak dziecko – podniósł ton o
oktawę.
-
Próbuję unikać pana, profesorze.
Podniosła
wzrok i napotkała jego zimne spojrzenie. Teraz zrozumiała, dlaczego zawsze się
tego bała. Świdrował ją wzrokiem, niemal czuła jak pochłania ją ciemność tego
spojrzenia. Poczuła jak w kąciku oka zakręciła się łza. Nie chciała dawać mu
satysfakcji, odwróciła się więc i pospiesznie wyszła, kierując się na powrót do
swojego gabinetu.
Snape
pokręcił głową, zaciskając chłodne usta. Nie tak miała wyglądać ich rozmowa.
Właściwie sam nie wiedział, jak miała wyglądać. Czego się spodziewałeś?, usłyszał kpiący głos w swojej głowie. Miała ci powiedzieć, że cię kocha, miała
wpaść w twoje ramiona? podświadomość zaśmiała się pogardliwie. Ona cię nienawidzi za to co zrobiłeś. Może
żywiła do ciebie jakieś uczucia, owszem. Kiedyś. Snape przypomniał sobie
słowa zapisane w księdze, którą wcześniej znalazł.
- Co za bzdury – warknął pod nosem. Wyszedł z Izby i poszedł prosto do gabinetu dyrektorki. Wszedł bezpardonowo do komnaty, jednak panował w niej spokój i cisza. Minerwy tu nie było. Snape pokręcił się chwilę, zawołał jej imię, jednak kiedy odpowiedziała mu cisza, wyszedł.
- Co za bzdury – warknął pod nosem. Wyszedł z Izby i poszedł prosto do gabinetu dyrektorki. Wszedł bezpardonowo do komnaty, jednak panował w niej spokój i cisza. Minerwy tu nie było. Snape pokręcił się chwilę, zawołał jej imię, jednak kiedy odpowiedziała mu cisza, wyszedł.
-
Gdzie ta stara idiotka może być?
No tak, pomyślał, ona jeszcze tu uczy. Natychmiast skierował się do Sali Transmutacji.
Siedziała na biurku w swojej animagicznej postaci.
- Hej, kici kici – zawołał od progu, bo wiedział, jak tego nie znosi. Natychmiast zeskoczyła z biurka i wściekle na niego prychnęła, jeżąc się na grzebiecie. Sekundę później szła w stronę biurka, a jej szata powiewała obok niej.
- Hej, kici kici – zawołał od progu, bo wiedział, jak tego nie znosi. Natychmiast zeskoczyła z biurka i wściekle na niego prychnęła, jeżąc się na grzebiecie. Sekundę później szła w stronę biurka, a jej szata powiewała obok niej.
- Miło
widzieć, że twój humor powraca – zaczęła.
- Nic
nie odbierze mi tej przyjemności – odparł sarkastycznie.
- Co
cię sprowadza, Severusie? – spytała, układając pergaminy na biurku.
- Chcę,
żebyś przyspieszyła egzamin Granger.
Minerwa
spojrzała na niego i zaśmiała się.
- Nie
mogę tego zrobić, termin został ustalony na za dwa tygodnie i tak zostanie.
-
Jesteś dyrektorką, możesz…
-
Severusie, nie zostałam nią, aby spełniać twoje zachcianki – powiedziała tonem
nieznoszącym sprzeciwu. - Poza tym, możesz wyjaśnić mi w czym różnicę zrobią te
dwa tygodnie?
Snape
zawiesił wzrok na przyjaciółce, która spoważniała. Machnął ręką i odwrócił się
do wyjścia.
-
Rozmawiałeś z nią – stwierdziła zaskoczona.
Popatrzył
na nią i warknął cicho pod nosem.
- Chce
innego opiekuna.
- Nie
dziwi mnie to – skwitowała gorzko McGonagall. – Severusie, chciałabym jej
pomóc, jednak…
- Nic
nie możesz zrobić – dokończył za nią, naśladując jej ton głosu.
-
Naprawdę. Filius ma w tym roku pierwszoroczniaków, dobrze wiesz, jak są
wymagający. Pomona ma swoich uczniów, dodatkowo pomaga panu Longbottomowi, a
Obrona przed Czarną Magią nadal nie jest obsadzona – Minerwa rozłożyła ręce.
- A
Hooch? Sybilla?
Kobieta
uśmiechnęła się i pokręciła głową. Propozycja zamiany na Sybillę i jemu
wydawała się śmieszna, musiał być naprawdę zdesperowany.
-
Severusie, porozmawiam z panną Granger, postaram się ją namówić, żeby
wytrzymała te kilkanaście dni. A potem dasz jej spokój.
- Dam
spokój? Brzmi, jakbym był jakimś prześladowcą – oburzył się teatralnie Snape.
- Możemy
liczyć, że przez wakacje sytuacja się uspokoi i będziecie w stanie razem
pracować.
Snape
mruknął, względnie zadowolony. Dwa tygodnie to w końcu nie tak długo, a kontakt
z dziewczyną może przecież ograniczyć do minimum.
-
Severusie… - zaczęła niepewnie McGonagall. Spojrzał na nią, przygryzała wargi i
marszczyła brwi, jakby toczyła ze sobą walkę. – Wiem, to twoja prywatna sprawa.
Ale powiedz mi… Jak poszła wasza rozmowa?
- A
jak miała pójść? – prychnął.
- No
wiesz, mogłeś palnąć jakieś głupstwo, zamiast milczeć, mogłeś jej nawymyślać,
nie wiem, jesteś zdolny do wszystkiego – powiedziała, wzruszając ramionami.
- Zdaje
się, że tak.
- Ty
idioto – Minerwa pacnęła się ręką w czoło. – Za grosz wyczucia, nie?
- A co
miałem jej powiedzieć, co? Zapytać wprost czy mnie kocha i czy będziemy żyć
razem długo i szczęśliwie? – prychnął wściekle.
-
Mówiłeś, że ona…
- Tak,
wiem co mówiłem – westchnął i usiadł na pobliskiej ławce. - Słyszałaś o
Carnellu?
Minerwa
zmarszczyła wąskie brwi i pokiwała głową.
- To
ten od zaklęcia marionetki? Co potrafił władać ludźmi bez przymuszania ich do
tego?
- Tak
– machnął ręką zniecierpliwiony. – Sprawiał, że ludzie wykonywali jego rozkazy
z własnej woli, nie w tym rzecz.
- Co z
nim? – spytała zaciekawiona dyrektorka.
- A
to, że rzucił na siebie zaklęcie zapomnienia, żeby zapomnieć o zmarłej
kochance. I zgadnij co. Nie zadziałało, bo zbyt mocno ją kochał.
Minerwa
przetwarzała informacje i nagle jej źrenice się rozszerzyły. Uniosła brew w
zdziwieniu.
- To
jest… twój dowód na to, że ona cię kocha?
- A bo
ja wiem? – odpowiedział pytaniem. – Baby tak mają, myślą jedno, mówią drugie, a
robią trzecie.
Minerwa
zaśmiała się pod nosem.
- Bo
wy to jesteście tacy prości – prychnęła.
Snape
uniósł kącik ust i zapatrzył się w okno.
- Czas
na mnie – odezwał się nagle.
Minerwa
spoważniała.
- To
dzisiaj?
- Jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem, jutro w nocy.
*
Molly
Weasley krzątała się przy zlewie, nucąc cicho pod nosem starą piosenkę. Nagle
usłyszała ciche pyknięcie i wyjrzała za okno. Przerażona krzyknęła w głąb domu.
- Artur!
- Artur!
Zaalarmowany
małżonek zbiegł po schodach, a za nim pojawiły się dwie rude czupryny.
Bliźniacy od dawna przesiadywali w domu, gdyż ich biznes na Pokątnej kiepsko
się kręcił.
- Co
się stało, moja droga? – spytał zaniepokojony mężczyzna, a jego żona jedynie
wskazała palcem na okno. Cała czwórka ujrzała idącego w ich stronę Severusa
Snape’a, wokół którego powiewała czarna peleryna. Rozległo się pukanie do
drzwi.
-
Otwórz – polecił Artur jednemu z synów.
Fred
uchylił drzwi, wpuszczając czarnowłosego mężczyznę. Wszyscy mieli grobowe miny,
kiedy przekroczył próg i zastanawiali się, co tu robi.
-
Snape – przywitał go chłodno pan Weasley. – Czego tu szukasz?
- Musimy
porozmawiać – odparł Snape. Następne słowa skierował do rudowłosej kobiety. –
Bądź tak łaskawa, Molly i wyślij patronusa do Lupina i Kingsley’a. Będą tu
potrzebni.
Kobieta
przestraszyła się wyrazu jego twarzy, momentalnie zniknęła w sąsiednim pokoju i
słyszeli jedynie jej przyciszony głos.
-
Możesz nam wyjaśnić o co się rozchodzi? – dopytywał się Artur, jednak Mistrz
Eliksirów zbył go.
-
Wyjaśnię wszystkim naraz, nie lubię się powtarzać.
Usiadł
na krześle i czekał. Molly wróciła do kuchni i zajęła miejsce obok niego. Po
jakimś czasie z kominka dobiegł szum i pojawił się w nim czarnoskóry
czarodziej, w niebieskawej szacie.
-
Arturze, Molly – przywitał się z gospodarzami. Kiedy zobaczył Snape’a
natychmiast dobył różdżkę. – Co on tu robi?
- To
on was wezwał – powiedziała kobieta, uspokajając Kingsley’a.
Wtedy
znów usłyszeli szmery dochodzące z kominka i tym razem wyłonił się z niego
Remus. Na widok Snape’a zareagował równie agresywnie jak jego poprzednik.
- Co,
do cholery?
-
Siadajcie – zaprosił ich Snape lodowato.
Popatrzyli
po sobie i mimo obaw, skinęli głowami. Snape nie spodziewał się ciepłego
powitania z ich strony, jednak nie przeszkadzało mu to. Niebawem zmienią o nim
zdanie.
-
Ciężko mi to przychodzi – zaczął Mistrz Eliksirów – jednak muszę prosić o waszą
pomoc.
-
Pomoc w czym? – spytał niechętnie Remus.
Severus
nabrał powietrza do płuc.
- W
uwolnieniu Ginny Weasley.
W
pomieszczeniu zapadła martwa cisza. Molly zbladła niczym ściana i zakryła usta
dłońmi. Bliźniacy popatrzyli na siebie, potem na matkę, a następnie na byłego
nauczyciela. Shackelbolt zacisnął pięści na stole, widać musiał zdawać sobie
niejako sprawę z sytuacji, natomiast Artur zachował trzeźwy rozum i przerwał
milczenie.
-
Porwali Ginny?
-
Dokładniej to Voldemort – sprostował Snape. Wszyscy skrzywili się na dźwięk
tego imienia, obowiązywał bowiem zakaz używania go przez wszystkich, którzy nie
należeli do grona śmierciożerców.
- Ta
to ma farta – odparli gorzko bliźniacy.
-
Czego on znów od niej chce? – spytała szeptem Molly.
- Chce
dopaść Harry’ego za wszelką cenę. Myślał, że Ginny pomoże mu go odnaleźć.
- Ale
przecież ona nic nie wie – załkała kobieta.
-
Właśnie dlatego musimy ją uwolnić. Bo kiedy Voldemort odkryje prawdę, szybko
się jej pozbędzie – powiedział Snape bez ogródek.
Artur
mocno przytulił załamaną żonę, a Snape westchnął. Dla nich koszmar miał się
dopiero rozpocząć.
-
Niestety, to nie wszystko. Ludzie Voldemorta pojmali również Pottera i waszego
syna.
Molly
otworzyła usta, a w jej oczach pojawiło się jeszcze więcej łez.
-
Czarny Pan wpadł w szał, wmówił sobie, że musi odnaleźć Hermionę Granger.
Myśli, że jest częścią planu Wybrańca na pokonanie go. Torturował ich, aż w
końcu – Snape odwrócił wzrok. – Wasz syn zdradził miejsce jej pobytu.
Szmalcownicy jej tam nie znaleźli, byli tak wściekli, że ostatecznie… -
zawiesił głos, bo widział, że wszyscy domyślili się, co chce powiedzieć. –
Ostatecznie go zabili.
Pokój
wypełnił rozpaczliwy płacz. Severus dał Molly czas, wiedział, że ją to zaboli.
W końcu straciła dziecko, a wieść o tym przekazał jej znienawidzony zdrajca.
Artur pomógł żonie wstać i zaprowadził ją do sypialni. Kiedy jej płacz ucichł,
Snape kontynuował.
-
Kiedy się o tym dowiedziałem, wiedziałem, że zabicie Pottera to tylko kwestia
czasu. Wyciągnąłem go stamtąd i odprawiłem najdalej jak mogłem. Razem z córką
Lovegood’a, która też tam była.
- Są
cali? – spytał nadal zszokowany Kingsley.
- Nie
wiem. Nie miałem od tamtej pory wieści od Pottera. Kazałem trzymać się mu z
dala od was, dlatego, że takie instrukcje dostałem od Dumbledore’a.
- Jak
śmiesz wymawiać jego imię – warknął Lupin. Jego oczy przybrały złotawy kolor. –
Zabiłeś go, a teraz śmiesz o nim wspominać?
-
Zabiłem go, bo mi kazał – odwarknął czarnowłosy profesor. – I tak by umarł,
wpływ horkruksa, którego posiadał, zniszczył jego organizm i Albus nie
przeżyłby miesiąca.
- Nie
wierzę w to… – powiedział Remus, lecz Snape mu wszedł w słowo.
-
Gówno mnie obchodzi w co wierzysz, a w co nie, Lupin. To jest prawda. Teraz
sugerowałby skupić się na kimś, kogo można ocalić. Ginny Weasley – powiedział
ostro. Pozostali mężczyźni popatrzyli na niego. Nagle odezwał się jeden z
bliźniaków.
-
Chcemy pomóc, profesorze. To nasza siostra, nie możemy stracić nikogo więcej.
Snape
zawsze myślał o tych gówniarzach jako o nieodpowiedzialnych i dziecinnych
idiotach, teraz jednak w głosie chłopaka wyczuł odwagę, godną dorosłego
czarodzieja. Skinął krótko głową.
-
Zgoda.
-
Więc, jaki jest plan? – spytał drugi z braci.
Severus
przełknął ślinę i odparł suchym tonem.
-
Zabić Bellatrix Lestrange.
*
Hermiona
przekręciła głowę. Wpatrywała się w ścienną biblioteczkę, za którą rzekomo
ukryta była tajemnica, jednak jej nie widziała. Próbowała zająć jakoś myśli,
odsunąć od siebie postać profesora, który nawiedzał ją, gdziekolwiek nie
spojrzała.
-
Cholera jasna! – zamachnęła się leżącą pod ręką książką, która odbiła się od
biblioteczki i wylądowała na podłodze. W tym momencie dostrzegła coś dziwnego.
Tom, który uderzyła, cofnął się w głąb półki i, ku zaskoczeniu Hermiony, różnił
się od pozostałych. Dlaczego wcześniej nie zwróciła na to uwagi? Ostrożnie
wyciągnęła książkę i przyjrzała jej się w bladym świetle lampy. Była pięknie
zdobiona, złote winorośle wiły się po okładce niczym wąż, a kończyły się na
dole, symetrycznie zakończone pięknymi różami. Pomiędzy nimi, niemal
niewidoczny, znajdował się symbol. Hermiona zmarszczyła brwi i sięgnęła pod
sylabariusz Spellmana. Nerwowo przewracała kartki, aż w końcu uśmiechnęła się
szeroko do siebie.
- No
jasne – wymamrotała. Według starożytnych run, to było oznaczenie kręgu piekła,
gdzie czarodzieje po śmierci dostawali siedem dni, na odkupienie swoich
grzechów. Zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia, co to oznacza. Zamknęła oczy, próbując
znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Poprzednie
dwie księgi były stare, tak? główkowała. Więc skoro na tej jest symbol i jest nowa, to musi być też inna…
Odwróciła głowę w stronę wielkiej biblioteczki i zlustrowała wzrokiem niemal
każdą okładkę, gdy nagle… Nowa, pomyślała.
Złapała ją i otworzyła. W środku znajdował się stary, wysuszony kawałek
pergaminu, a na nim starannie wykaligrafowane słowa:
Na co
dzień niewidzialny, skrywam źródło prawdy
Choć
czasem bywam pusty, często kryję skarby
Tak
naprawdę jestem tobą, jestem tym, co cię określa
Jestem z
tobą zawsze, nawet gdy mnie skreślasz.
Hermiona
uniosła brew. Niewidzialny? Skrywa źródło
prawdy? Trzy razy przeczytała tekst, jednak wciąż brzmiał tak samo bez
sensu. Przysiadła na biurku i pozwoliła myślom bezwiednie płynąć przez jej
umysł. Przewijała tekst zagadki jak piosenkę z zaciętej płyty, rymy brzęczały w
jej czaszce niczym natrętny owad, a słowa nadal pozostawały jedynie zlepkiem
nieistotnych informacji.
- Może
Binns mnie przecenił… - mruknęła do siebie.
Przetarła
oczy, które zaczęły boleśnie piec. Pod powiekami czuła piasek, efekt
niewyspania, koszmarów i pobudek z wrzaskiem w środku nocy. Skierowała się do
łazienki, zostawiając książkę na brzegu biurka. W niczym nie przypominało
profesorskiego stołu, na którym panuje porządek. Panoszyło się tam pełno
zwitków pergaminu z zapisanymi wskazówkami, otwarte księgi z runami, a także
samotny egzemplarz sylabariusza. Rozebrała się i weszła do wanny, pozwalając,
aby gorąca ciecz otuliła ją niczym miękka pierzyna, pieszcząc przyjemnie jej
skórę. Rozmasowała obolały kark – czuła się wykończona, psychicznie i
fizycznie. Wyszła dopiero, kiedy woda stała się nieprzyjemnie zimna. Owinęła
się puchowym ręcznikiem i zerknęła w lustro. Nie, zdecydowanie nie zachęcało,
aby się w nim przeglądać. Na zewnątrz Hermiona wyglądała tragicznie, a w środku
czuła się jak rozbity wazon. Milion ostrych jak brzytwy kawałków duszy,
boleśnie wbijało się w jej serce, krążyło w żyłach… Zmarszczyła wąskie brwi,
zerkając na małą karteczkę. Podeszła do niej i jeszcze raz przeczytała zapisane
na niej słowa. Na co dzień niewidzialny…
kryję skarby… jestem tobą… nawet gdy mnie skreślasz. Nagle jej źrenice się
rozszerzyły.
-
Dusza – szepnęła do siebie.
Dusza
jest odbiciem człowieka, nie widać jej, ale skrywa jego prawdziwe oblicze.
Pusta, ale skrywa skarby – piękna metafora dla idiotów i dobrych ludzi.
Hermiona stała oniemiała, gapiąc się na litery, które teraz wreszcie nabrały
sensu. Uśmiechnęła się szeroko i zakryła usta dłońmi. Dusza, no jasne! pomyślała. Zaczęła zastanawiać się, co oznacza
rozwiązanie i nagle znów doznała olśnienia. Duszą książki jest jej zawartość,
jej środek. Wszak książki nie ocenia się po okładce, lecz po tym, co ma
wewnątrz. Znalazła najbrzydszą okładkę w księgozbiorze i miała ochotę krzyczeć
ze szczęścia, kiedy na jej wewnętrznej okładce znalazła kolejną
zagadkę.
To,
czego szukasz, zawsze było tuż przed twoimi oczami.
Najważniejsze,
kryje się w ŚRODKU.
Słowo „środek”
podkreślone podwójną linią, nie pozostawiało dziewczynie żadnych złudzeń.
Odszukała środkową książkę na ścianie i przeczytała jej tytuł. „Zagadki dla początkujących”. Miała
ochotę śmiać się wniebogłosy. Nie miała pojęcia, że profesor Binns miał
poczucie humoru. Wyciągnęła książkę i usłyszała cichy dźwięk obracanych
zębatek. Odsunęła się, a wtedy część biblioteczki wysunęła się do przodu,
rozchylając się, niczym… Ukryte drzwi,
pomyślała Hermiona. Bez zastanowienia wsunęła się do środka, gdzie panowały
grobowe ciemności. Zrobiła niepewny krok w przód i wtedy rozbłysło wokół niej ciepłe
światło miliona świec, porozstawianych dosłownie wszędzie. Omiotła wzrokiem
całe pomieszczenie i z jej ust wydobył tylko cichy szept:
- Co do cholery?
- Co do cholery?
"Baby tak mają, myślą jedno, mówią drugie, a robią trzecie" - konkluzja - Severus jest babą!
OdpowiedzUsuńI jeszcze jeden cytacik: "Nie chciałem tego, Minerwo, a może chciałem, sam nie wiem" - Severusie więcej zdecydowania!
A tak serio, świetny rozdział! Super opisałaś wewnętrzne rozterki Severusa i Hermiony. Lubię kiedy on jest taki wredny, wiedząc że to tak naprawdę tylko maska. A może nie? Ale tego on sam pewnie nie wie. Podziało się troszkę w końcówce i jestem ciekawa co dalej z Ginny.
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję że szybko wrzucisz następny rozdział :D
Zachowanie Severusa wynika z jednego prostego faktu - pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji, biedaczek :)
UsuńRozdział cierpliwie się pisze, jeśli nic mnie nie rozproszy, możliwe, że za niedługo się pojawi.
Pozdrawiam :)
Kolejny niesamowity rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoski rozdział !:) Po takim beznadziejnym dniu wchodzę i czytam taki świetny rozdział !:)) Od razu lepiej :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowy rozdział:)
Pozdrawiam
Nikola
Jak moglas skonczyc w takim momecie. Rozdzial superasny. Sev to zawsze musi cos palnac a pozniej tego zaluje, ale i tak go kocham. Czekam na kolejny rozdzial. Nie moge sie go doczekac.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapraszam na 26 rozdzial www.hg-ss-all-i-need.blogspot.com
UsuńNiesamowity rozdział. I cieszę się, że taki długi. Severus jak każd facet ma wrażenie, ze wie, co jest dla kobiety najlepsze. Ehh. Szkoda, że tak często zapominamy, iż ta druga osoba też ma "musk" i używa go do szybko! ;) Cóż - czekam na krok Zakonu. A poza tym: zamorduje cię! Jako niedoszły archeolog i fan Indiany Jonesa zamorduję za to, że nie wiem, jeszcze, co tam jest! Pozdrawiam - u mnie nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńDaję okejkę. Mam nadzieję na szybko udostępniony, kolejny rozdział. Z pozdrowieniami, ~Margo
OdpowiedzUsuńJacy oni są głupi w swoim geniuszu...
OdpowiedzUsuńZamiast porozmawiać na spokojnie jak dorośli, dojrzali ludzie, to się na siebie boczą, warczą, wrzeszczą i tak dalej.
Minerwa jest wspaniała.
Mimo, że rewelacje Severusa były bardzo zaskakujące, zachowała trzeźwość umysłu i próbowała przemówić temu upartemu Nietoperzowi do rozsądku.
To się nazywa prawdziwy przyjaciel.
Mam nadzieję, że akcja ratunkowa Ginny przebiegnie pomyślnie i przy okazji nie zginie połowa bohaterów. Biorąc pod uwagę to, że organizuje ją Severus powinno obejść się bez większych ofiar...
Czekam BARDZO niecierpliwe na kolejny rozdział.
Umieram z ciekawości.
Co znalazła Hermiona?
Co Minerwa i Severus próbują przed nią ukryć?
Czy nasza ulubiona para wreszcie dojdzie do porozumienia?
Chciałabym wiedzieć teraz, już, w tym momencie.
Weny i czasu na pisanie.
Gorące pozdrowienia
bullek
Niesamowite, ale... podoba mi się. Poza wpadkami typu "mi" zamiast "mnie" czy np."oglądnęła" (co to za dziwny "twór"?) wciągqjąca historia, niezły styl, przyjemne w odbiorze. Czekam na więcej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie będę się dużo rozpisywać . Mam taką nadzieję. :)
OdpowiedzUsuńWięc. Rozdział świetny : jak każdy.
Te zwroty akcji , błagam nie uśmiercaj Ginny .
----
O co chodzi z tym Rid.. Hogwarts bo za bardzo nie rozumiem . Tak , ja mało rozumiem. Dziękuje .
Weny życzę . :)
To jest strona, z którą podjęłam współpracę, oni udostępniają mnie, a ja ich. Na moim fanpejdżu publikuję ich wydarzenia.
UsuńA generalnie jest to strona, która imituje uczęszczanie do Hogwartu, są uczniowie, nauczyciele, lekcje, polecam! :)
I dziękuję za komentarz, obiecuję przemyśleć twoją prośbę o nieuśmiercanie Ginewry :)
Bardzo dziękuje .
UsuńOstatnim zdaniem mnie załamałaś ;)
Tylko nie Ginny , w skryciu mam nadzieje na to , że będzie świadkiem na ślubie Hermiony i naszego Nietoperza heh :))
przeczytalam calosc i czekam na ciag dalszy bo bardzo mi sie podoba twoje opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, a ten rozdział wprost niesamowity! Oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńTak jak wczoraj usiadłam tak nie wiem kiedy przeczytałam wszystkie rozdziały! Naprawdę dobre, mocne opowiadanie. Czekam na kolejne wątki! :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie (filmik o Severusie :3 )
https://www.youtube.com/watch?v=kt4Jo_-JxdE
mój pierwszy filmik i byłabym wdzięczna za uwagi i oceny, które wskażą mi dalszą drogę do tworzenia filmików takiego typu. :)
Witam. Wystarczył mi jeden dzień na przeczytanie całości. I muszę przyznać że się w tym opku zakochałam. Jest naprawdę rewelacyjne. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę Senri97
Witam,
OdpowiedzUsuńZabieram się za ocenę Twojego bloga, prosiłabym nie wprowadzać żadnych istotnych zmian bez konsultacji.
Byłabym również wdzięczna za zmianę odnośnika do Ostrza Krytyki na link do Wspólnymi-Siłami.
Pozdrawiam! WS
Niezły rozdział, ale co tu mówić jak wszystkie są wspaniałe :) Na kiedy mogę się spodziewać kolejnego ?
OdpowiedzUsuńHachi - wygrałaś. zapraszam na rozdział.
OdpowiedzUsuńSkąd ten cytat nad rozdziałem? Nie jest Twój, więc wypadałoby gdzieś napisać, do kogo należy, a nie ma tego ani pod cytatem, ani na dole pod rozdziałem. I jest trochę z dupy, bo wcześniej tych tytułów (ujmijmy to tak) nie było, a teraz nagle są. W żaden sposób, to nie przeszkadza, ale skoro postanowiłaś nagle dawać cytaty, które kojarzą Ci się z poszczególnymi rozdziałami, wypadałoby takie dopisać do poprzednich odcinków.
OdpowiedzUsuńCoś się znowu podziało z czcionką - raz jest nowa, ładna i wyraźna, a raz taka, jak na początku opowiadania. Już pal sześć, którą wolisz - niech będzie jednolita. Lepsza brzydka i trochę niewyraźna niż raz taka, a raz siaka.
Snape chyba trochę za bardzo przeżywa to, co powiedziała Hermiona. Nie ma piętnastu lat, dobrze wie, że takie młode osoby (a już zwłaszcza dziewczyny) często robią lub mówią rzeczy, których potem żałują. Które nie są zgodne z ich uczuciami. Co nie oznacza, że nie powinien czuć się podle, bo powinien, postąpił okropnie i skoro nadal rozpacza, że wszystko skończone, to znaczy, że nadal mu na niej zależy. Ale może to lepiej (i dla opowiadania, i dla Hermiony), jeśli da dziewczynie spokój. Przynajmniej na razie, ma ważniejsze sprawy na głowie. W końcu Ginny sama się nie uratuje.
Snape kurzy. Zachowuje się jak nastolatek, który za wszelką cenę chce pokazać (sobie czy innym - nie wnikam), jaki to on jest dorosły. A McGonagall przeszła samą siebie i robi czterdziestoletniemu, staremu koniowi scenę, że pali. Jak chce palić, to niech pali, profesor Trelawney trochę za bardzo zaprzyjaźniła się z cherry (o ile dobrze pamiętam typ alkoholu), ale nikt jej nie robił z tego powodu wyrzutów. Gdyby Snape był małym chłopcem, pewnie faktycznie można byłoby się dziwić, skąd ma fajki, ale on już od dawna jest pełnoletni, pani Bogusia w sklepie sprzeda mu paczkę Marlboro bez pytania o dowód osobisty.
Widzę, że Snape też to zauważył. Podobają mi się jego sarkastyczne docinki, czasami potrafisz idealnie trafić w sposób jego wypowiedzi.
Chociaż komentarz o małych mózgach nastolatek był kiepski, godny gimnazjalisty, a nie elokwentnego nauczyciela.
No i po co Snape wszystko powiedział McGonagall? Najpierw oboje robią z tego wielki sekret, a teraz Snape tak po prostu wyznaje prawdę, choć nie wydaje mi się, żeby jakoś strasznie cierpiał. Za bardzo przejął się słowami Granger, ale nie do tego stopnia, żeby sobie z tym nie poradzić. Z uczuciem do Lily kisił się szesnaście lat, dopiero po tym, kiedy Dumbledore był bliski śmierci, postanowił wyznać prawdę. Ale jak to zrobił! Nieporadnie, używając Patronusa, bo słowa nie potrafiły mu przejść przez gardło. Snape nie jest osobą, która bez oporów opowiada o swoich uczuciach. Może (ale tylko teoretycznie) byłby w stanie kiedyś tam powiedzieć Dumbledore'owi, że przespał się z Hermioną, ale Minerwie? Absolutnie. Jest kobietą, nie kumplują się aż tak dobrze (pisałaś, że tak naprawdę zaprzyjaźnili się dopiero niedawno), a spójrz - w książce McGonagall powiedziała, że nie mogła znieść triumfalnych spojrzeń Snape'a, kiedy Ślizgoni pokonali Gryfonów. Taka pierdoła, a potrafiła skutecznie wpłynąć na to, jak McGonagall była zażenowana, kiedy Snape po tym incydencie znajdował się w pobliżu. Przypuszczam, że gdy sytuacja była odwrotna (Gryfoni dokopali Ślizgonom), to Snape rzucał tyłkiem i unikał McGonagall. Rozumiem, że ich relacja przerodziła się w przyjaźń, ale nie minęło aż tak dużo czasu, żeby Snape bez problemu wyznawał Minerwie takie rzeczy.
Chłodne podejście McGonagall pasuje do sytuacji, bo Minerwa zazwyczaj potrafiła trzymać nerwy na wodzy w prawie każdej sytuacji, ale Snape zachowuje się fatalnie. Tłumaczy się jak przyłapany na oglądaniu pornosa nastolatek. Nadal go nie czujesz, ale wcale się nie dziwię - Snape tylko z pozoru wydaje się prostą do poprowadzenia postacią, bo przecież dużo o nim wiemy. Ale czasami taka ilość informacji działa na naszą niekorzyść. Nie napisałabym o tym ani słowa, gdybyś gdzieś w jakiejś podstronie czy w słowie od autora dodała informację, że Twoja interpretacja Snape'a, Hermiony i kogoś tam jeszcze jest inna, wzorowałaś się na tym czy na tamtym, tworząc ich charaktery. Albo po prostu Twój fanfik to AU. Ja sama czasami zmieniam charaktery postaci (albo tworzę AU, albo trochę modyfikuję charaktery pod wpływem fabuły), dlatego pocisnęłabym sama sobie, gdybym przyczepiła się do modyfikacji charakterów postaci, ale ja zawsze piszę, że np. Voldemortowi daję cechy Henryka VIII Tudora, więc potencjalny Czytelnik zaznajamia się z tą informacją i decyduje, czy taka kreacja danej postaci mu pasuje. Ty nigdzie nie wspominasz, że Twoi bohaterowie nie do końca zachowują się jak bohaterowie z serii, więc stąd mój bulwers - po prostu spodziewałam się kanonu na tyle, na ile pozwala na to Sevmione.
OdpowiedzUsuńChyba nareszcie muszę napisać swoje Sevmione - takie, jakie mi odpowiada, bo jeszcze nie trafiłam na opowiadanie z tym pairingiem, z którego bardziej byłabym zadowolona, niż niezadowolona. :)
No, ale przynajmniej się wyjaśniło, że nici z egzaminu. I posady nauczycielskiej chyba też, skoro do egzaminu nie dojdzie. To się Hermiona wkurzy (może to dobrze, że nie jest kanoniczna, bo za takie oszustwo byłaby obrażona na Snape'a i McGonagall do śmierci).
Zaczynam się zastanawiać, czy tytuł Twojego opowiadania (,,Dla jej dobra") dotyczy owego wykasowania pamięci i odrzucenia Snape'a, czy może jednak będzie to miało głębszy sens. Skoro zatrzymanie Hermiony w Hogwarcie z JAKIEGOŚ powodu miało służyć czemuś ważniejszemu, może chodzi właśnie o tę tajemnicę.
Bardzo podobają mi się przemyślenia Snape'a ślęczącego nad wypracowaniami. Tutaj myślenie o Hermionie jest jak najbardziej na miejscu, w końcu podziwia ją za coś, za co Snape z kanonu mógłby ją podziwiać, zanim by się w niej na swój sposób zakochał. Wspomnienie Rona też jest udane, aż uśmiechnęłam się do monitora - ta sztuczka z wypracowaniem jest bardzo ronowa, nawet to naiwne myślenie. I oczywiście Snape poznał się na tym, bo jest sprytny i zna się na uczniach.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz wspominasz o kimś z Zakonu. Fajnie, że Lupin nawiedził na moment myśli Snape'a, ale to wciąż za mało. Czekam, naprawdę niecierpliwie czekam, aż zaspokoisz moją potrzebę wiedzy: co się, do cholery, dzieje z innymi?
Scena z grą na fortepianie miała chyba wyjść podniośle i znacząco, ale niedostatek opisów i te uchylone drzwi do Pokoju Życzeń zepsuły efekt. Po pierwsze: jeśli Snape faktycznie jest zaskoczony widokiem Hermiony, która nagle tworzy muzykę (a raczej nie wydaje się być osobą, która fascynuje się sztuką, bo jest raczej typem ścisłowca), opisz to. Wspomnienie, jak Hermiona delikatnie dotyka instrumentu, jest niewystarczające. Po drugie: dlaczego, do jasnej ciasnej, Pokój Życzeń? Poczułam ulgę, że nie posłużył im do pogodzenia się w sposób ,,plus osiemnaście", bo zazwyczaj autorki używają go do takich celów, ale ta scena jest trochę z dupy wzięta. Pachnie mi zapychaczem. Gdybyś ją rozwinęła - okej. Mogłaś to pociągnąć choćby trochę dłuższym opisem, wtrącić, że Snape przez jakiś czas ją obserwował. I w takiej sytuacji myślenie o Hermionie jest jak najbardziej uzasadnione, a nie w momencie, kiedy nasz Severus prowadzi lekcję z Gryfonami z pierwszej klasy, duma o ładnych piersiach Granger. Miałaś świetną okazję, żeby wykorzystać tę scenę do opisania uczuć Snape'a do Hermiony, co próbujesz wcisnąć do prawie każdej sceny, tylko nie do tej, do której to naprawdę pasuje. Brakuje mi też wspomnienia, co to była za pieśń. Nie musiałaś wklejać odnośnika do jakiegoś Chopina, nie musiałaś też pisać, co dokładnie grała Hermiona (w końcu narrator nie musi być wszechwiedzący, a Snape chyba nie jest fascynatem muzyki fortepianowej), ale mogłaś wspomnieć, czy ta melodia (choć Snape się nie znał, nie był jakoś specjalnie czuły na muzykę, czy coś w ten deseń) jakoś poruszała serce Snape'a, czy była smutna, czy raczej leniwa. Wszyscy się domyślają, że skoro Hermiona jest w kiepskim nastroju, a podczas grania płacze, nie gra zatem czegoś skocznego, ale mogłaś chcieć nas zaskoczyć i skonfrontować Snape'a z mazurkiem.
Trochę szkoda, że tak interesujący wątek wyjaśniłaś w tak banalny sposób - niewinność, młodość, miłość. Strasznie to proste. Gdyby tak było, co druga młoda osoba, która straciła pamięć przez zaklęcie zapomnienia, po jakimś czasie odzyskiwałaby wspomnienia. Musisz patrzeć na to globalnie. Liczyłam na coś bardziej skomplikowanego. Albo przynajmniej na coś mniej oklepanego. :(
Nie muszę chyba pisać, że wolałabym, żeby Snape trochę się pomęczył z poszukiwaniem odpowiedzi na swoje pytanie? No cóż, ale to tylko ja. :)
Hermiona nareszcie zachowuje się tak, jak na Hermionę przystało. Za to nie rozumiem jednego - skoro egzamin Hermiony jest farsą, o czym Snape sam wcześniej powiedział, to czemu chce go przyspieszać, skoro niczego takiego nie ma? Oj, coś kręcisz.
Każdy opiekun domu (Flitwick, McGonagall/ktoś za nią, Sprout, Snape/Slughorn) ma co roku pierwszoroczniaków. To nie są wychowawstwa w polskich szkołach - raz wychowawcą jest pan X od matematyki, a za rok nową klasę dostaje pani Y od biologii. Poza tym - skoro Snape nadal uczy eliksirów (załóżmy, że zamienił się ze Slughornem, który uczy teraz obrony przed czarną magią - hu kers, skoro Umbridge i Lockhart mogli, w czym Slughorn jest gorszy?), dlaczego nie jest opiekunem Ślizgonów? A jeśli jest (w końcu zajął się Malfoyem, więc zakładam, że powróciłaś do starego porządku sprzed HP6), to dlaczego on ma niby być mniej zajęty od Flitwicka? Gdyby to było Flitmione, to Snape byłby zbyt zajęty, bo przecież ma nowych uczniów, a Flitwick dostałby na głowę pannę Granger.
OdpowiedzUsuńZaraz... jak... co... Obrona nie jest obsadzona? To co się stało ze Slughornem? Wyparował? A kto uczy tego przedmiotu? Przecież obrona przed czarną magią to jeden z najważniejszych przedmiotów w Hogwarcie! A w czasach wojny to już w ogóle! Ja nawet nie chcę zrozumieć, co Tobą kierowało, kiedy wciskałaś te słowa w usta McGonagall.
Kontakt z panną Granger MOŻECIE przecież ograniczyć do minimum. Możecie. Snape powinien jej podziękować za tę wspaniałomyślną radę. Przecież normalna McGonagall powinna natychmiast ich od siebie odseparować, a ona ich na siłę swata. Jestem zła.
Zadrżałam ze zdumienia i niedowierzania. A jednak ktoś z Zakonu (poza McGonagall, Snape'em, Hermioną i przelotnie wspomnianym Harrym) żyje! I to nie tylko Weasleyowie, ale Lupin i Kingsley też! Mam nadzieję, że Snape nie przyszedł się pochwalić, że przeleciał Granger, a będą planować odbicie Ginny.
Ach, czyli pozostali członkowie Zakonu nie ufają Snape'owi i nie za bardzo chcą się z nim spoufalać. Wcale im się nie dziwię, tylko McGonagall jest jakaś ślepa. Nie kwestionuję wierności Severusa, ale wszyscy widzą, jak wygląda sytuacja: w końcu to on zabił Dumbledore'a. Mało tego, zabił go zaraz po tym, kiedy ten go błagał. Oboje wiedzą, że błagał go o to, żeby go zabił, ale wszyscy sądzą, że prosił o łaskę. Dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby Zakonnicy mieli Minerwę za ogłupiałą sklerotyczkę.
Z tego, co się orientuję, ,,Dumbledore" to nazwisko, a imię to ,,Albus".
Lupin zachował się, jak na rozsądnego człowieka przystało. Nie uwierzył Snape'owi. A Snape jak odpowiedział? Jak przystało na rozpieszczonego gimba - ,,gówno mnie to obchodzi". Wydaje mi się, że powinno go to obchodzić, bo gdyby wszyscy się na niego zasadzili, bez problemu by go pokonali. Poza tym chyba zależy mu na odzyskaniu zaufania starych kompanów, nie?
Bardzo fajnie, że bliźniacy myślą trzeźwo, ale zginął ich brat. Może droczyli się z nim, być może nawet za sobą na co dzień nie przepadali, ale kochali go, więc dlaczego tak szybko przeszedł im szok? Nie mówię, że mają szlochać i lamentować (Molly wypłakała się chyba za wszystkich), ale powinni być chociaż wściekli i żądni zemsty. A oni tak po prostu: co mamy zrobić, profesorze, zróbmy to, profesorze, znakomicie. Mało wiarygodna ta rozpacz. A Snape też fatalnie to rozegrał, zamiast podjudzić w nich pragnienie zemsty, od razu przeszedł do rzeczy.
Ale widzę, że fabuła zaczyna się rozwijać. Nareszcie pokazujesz, że jednak nie myślisz tylko o romansie Sevmione. Hermiona rozwikłała tajemnicę Binnsa. Szkoda, że nie opisałaś dokładnie jej poszukiwań, bo z Twoich tekstów wynika, że Hermiona dwa, trzy razy pomyślała, coś poczytała i nagle wszystko stało się jasne. Czuję delikatny niedosyt.