poniedziałek, 1 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 14.

"Cier­pienie na­leży do życia. Jeśli cier­pisz, znaczy, że żyjesz."

Na szczęście dla Hermiony, dzień dłużył się w nieskończoność. Po rozmowie z Hagridem wróciła do swoich kwater i siedząc na łóżku rozmyślała, jak zmusić go do wyjawienia prawdy. Tym razem, jego długi język mógł faktycznie na coś się przydać. Wiedział coś, co chciał przed nią ukryć, ale nie miała pojęcia, dlaczego. Co takiego stało się z Ginny, o czym nie mogła wiedzieć? Opadła na poduszki, ciężko wzdychając. A może przesadzam? Może Hagrid faktycznie nic nie wie, a ja wpadam w paranoję? Wpatrywała się chwilę w baldachim nad łóżkiem. Zdecydowanie za dużo myślała. Hagrid był dobrym człowiekiem, a ona od razu posądziła go o kłamstwo. Poczuła wyrzuty sumienia, że nadszarpane zaufanie do Snape’a odreagowała na kimś innym. Wstała i postanowiła się przejść. Może zajęcie myśli czymś innym pozwoli jej na chwilę odetchnąć. Idąc korytarzem, mijając uczniów, nagle zapragnęła być znów jednym z nich. Wspomnienia z czasów, gdy jako pierwszoroczna uczennica spacerowała po Hogwarcie, wróciły do niej i uśmiechnęła się pod nosem. Pamiętała swój zachwyt nowym miejscem, czuła jego wielkość, jakby znów miała jedenaście lat.
- Panno Granger – usłyszała nagle i odwróciła się w stronę źródła głosu. Profesor McGonagall szła w jej stronę.
- Dzień dobry, pani dyrektor.
- Jak się miewasz, kochana? Cieszę się, że cię widzę. Chciałabym zamienić z tobą słówko, jeśli nie jesteś zajęta.
- Oczywiście.
- To cudownie – odparła starsza nauczycielka i ruszyła wolno korytarzem. – Powiedz mi, jak przebiegła poranna lekcja?
- Przyjemnie, pani profesor. Na początku się stresowałam – przyznała Hermiona. – Profesor Snape nigdy… nigdy nie przeprowadził ze mną lekcji stażowej, więc nie wiedziałam do końca, jak się do tego zabrać.
Dyrektorka zmarszczyła brwi, słysząc jej słowa.
- Ale zostawił ci jakieś instrukcje, mam nadzieję?
- O tak, bardzo szczegółowe instrukcje. Koniec końców okazało się, że nie jest to wcale takie trudne, jak myślałam.
- Cieszę się, że tak sądzisz.
Szły chwilę w ciszy, gdy nagle profesor McGonagall zatrzymała się. Stały w ustronnym miejscu drugiego piętra, uczniowie zniknęli z korytarzy, prawdopodobnie przywołani na lekcje.
- Hermiono… Wiem, że to twoja osobista sprawa. I nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Profesor Snape powiedział mi o pewnym… zdarzeniu, które między wami zaszło.
Hermiona zbladła. Snape się wygadał przed McGonagall?
- Pani profesor, ja…
- Spokojnie – przerwała jej Minerwa, widząc jej nagłe zakłopotanie. – Nie zamierzam cię z tego powodu karać. Jesteś dorosła i nie jesteś już uczennicą Hogwartu.
- To była pomyłka, pani dyrektor. Więcej się nie powtórzy – odparła szybko Hermiona.
- Nie pomyśl, że jestem wścibska, ale chcę wiedzieć, czy... - starsza kobieta westchnęła głęboko. - Severus jest moim przyjacielem od wielu lat. Wiem, że to, co ci zrobił jest potworne i masz wszelkie prawo, aby być na niego zła. Chcę jedynie wiedzieć, czy miał ku temu słuszne powody.
- Nie rozumiem - powiedziała Hermiona, czując, jak zaczyna drżeć. Zrobiło jej się zimno, czuła jak żołądek znów podchodzi jej do gardła.
- Czy to, co między wami zaszło… Było naprawdę przypadkiem?
Dziewczyna zamarła. McGonagall była jej nauczycielką od ośmiu lat, teraz była jej pracodawcą, a zadawała jej pytania natury tak osobistej, że Hermiona nie wiedziała, jak się zachować.
- Ja…
- Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mi powiedzieć. To twoje osobiste sprawy – powiedziała, widząc nerwowe zachowanie swojej byłej uczennicy. – Wiedz jednak, że jeśli kiedykolwiek będziesz chciała ze mną o tym porozmawiać, moje drzwi są dla ciebie otwarte. W tej, czy w każdej innej sprawie.
- Dziękuję, pani dyrektor.
McGonagall patrzyła, jak dziewczyna szybko odchodzi korytarzem i znika za rogiem. Westchnęła, kręcąc głową. Hermiona była zraniona, to było widać. A skoro zraniło ją zachowanie Severusa, to to, co się między nimi stało, musiało coś dla niej znaczyć. Inaczej po prostu zrozumiałaby jego postępowanie. Ale chciała, aby dziewczyna wyrzuciła z siebie całą tą złość. Chciała jej pomóc. Severus może i był dupkiem, ale Minerwa wiele myślała na ten temat i wiedziała jedno. Związek z kimś takim jak Hermiona, byłby dla niego najlepszym, co mogłoby mu się przytrafić. Była równie inteligentna, a do tego mogła wnieść światło do jego ponurego życia. Nie chciała bawić się żadną swatkę. Chciała pomóc przyjacielowi, odwdzięczając się za lata bycia przy niej. Wróciła do gabinetu i oczyszczając umysł, zaczęła przeglądać dyrektorską pocztę.

Na obiedzie Hermiona nie miała ochoty siadać przy stole nauczycielskim. Wyprowadzona z równowagi przez rozmowę z dyrektorką gniewnie stukała w talerz, niemal go nie rozbijając.
- Masz okres, czy co? – mruknęła do niej Lavender, widząc jej zachowanie.
- Co? Nie. Skąd ten pomysł? – spytała zdziwiona.
- Torturujesz stek, jakby zrobił coś złego. No i mamroczesz.
- Wcale nie mamroczę – powiedziała pod nosem Hermiona, na co blondynka odpowiedziała śmiechem.
- A teraz co zrobiłaś?
- Lavender, słuchaj. Nie chcę być niemiła, ale nie mam ochoty na pogaduszki.
Dziewczyna popatrzyła na Hermionę trochę zdziwiona, ale zaraz odwróciła się do swoich przyjaciółek i pogrążyła w żywej rozmowie na temat nowej, magicznej pudernicy.
Do wieczora nic nie poprawiło jej humoru. Obrzuciła przekleństwami bibliotekę, w której znów nie mogła skupić się na czytaniu. To samo zrobiła z magicznymi szachami po przegranej partii, a na dodatek chcąc zapalić w kominku skaleczyła się w dłoń. Zawijając dłoń bandażem, spojrzała na zegarek. Kolacja zaczynała się za dziesięć minut, ale dziewczyna nie była głodna. Prawdę mówiąc, czuła jak zbiera się jej na wymioty. Zbliżający się obchód napawał ją lękiem. To miało być jej pierwsze, dłuższe spotkanie ze Snape'em od czasu… Skrzywiła się. Wspomnienia z tamtej nocy nachodziły ją zawsze, gdy tego nie chciała. Czasem budziła się w środku nocy, zlana potem, drżąca na całym ciele. Wciąż czując jego dłonie na swojej skórze. Łzy napłynęły nagle do jej oczu. Przeklęty idiota, myślała. Nie mogła wyzbyć się tego, co do niego czuła mimo świadomości, co jej zrobił. Co odebrał. Była jednocześnie wściekła i stęskniona. Nienawidziła siebie za to, że pragnie, aby znów ją przytulił. Chciała poczuć jego ciepło, jego zapach, jego silne dłonie oplatające jej ciało… Potrząsnęła głową, ostro wycierając łzy. Dość tego. To była pomyłka, nic nie znaczący błąd.

Severus chłodno rozglądał się po Wielkiej Sali, szukając znajomej burzy brązowych włosów, lecz nie znalazł jej w  tłumie gryfonów. Dokończył kolację i szybko dopił kawę. Ignorując Minerwę, która uparcie chciała z nim porozmawiać o jego stanie zdrowia, wrócił do siebie i sięgnął do barku. Nie zdążył nawet wyciągnąć butelki, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść.
Granger weszła do środka i nawet kiedy zamknęła za sobą drzwi, nie spojrzała na niego. Widział, jak usilnie stara się to robić. Uniósł kącik ust, czego niestety nie mogła zobaczyć zmieszana gryfonka.
- Dobry wieczór, Granger. Nie byłaś na kolacji?
Owinęła się rękami, jakby chciała się bronić przed atakiem ze strony Snape’a.
- Nie byłam głodna.
- Znowu?
Znów milczenie. Obszedł biurko, chowając różdżkę do kieszeni i wtedy zauważył, że Hermiona nerwowo naciągała rękaw szaty na bandaż.
- Co ci się stało?
- Skaleczyłam się.
- W jaki sposób?
- Nic mi nie jest – odparła, podnosząc głowę.
Snape obrzucił ją szybkim spojrzeniem i ruszył do drzwi. Posłusznie wyszła za nim, nie mówiąc ani słowa. Irytował go jej ton, a teraz sam zbeształ się za pomysł, że tęskni za jej wesołym głosem. Kiedy standardowo sprawdzili hol i pierwsze piętro, Snape nie patrząc na nią, odezwał się.
- Będziesz tak milczeć cały czas?
- Nie mamy o czym rozmawiać – odparła sucho po chwili.
- Czyżby? – warknął, gwałtownie się odwracając. Hermiona nie zdążyła zareagować i wpadła prosto w niego.
- Wybacz – mruknęła przestraszona. Trzymał ją za ramiona i patrzył, jak brązowe tęczówki błądziły przerażone dookoła.
- To ty mi wybacz – powiedział cicho, zaskakując zarówno siebie, jak i Hermionę.
- Proszę?
Popatrzyła na niego pierwszy raz od tak dawna, że cała maska złości prysła i teraz liczyła się jedynie ona. Jednak tak szybko, jak maska zniknęła – tak szybko i powróciła.
- Ruszaj dalej – powiedział, wypuszczając ją i odszedł dalej korytarzem. Kiedy nie usłyszał jej kroków, rzucił przez ramię: - Nie zatrzymam się drugi raz.
Powoli przemierzali korytarze, każde pogrążone we własnych myślach. Hermiona próbowała uspokoić szalejące serce, ale gdy myślała, że znów stała tak blisko niego… 
- Chcę ci coś pokazać – powiedział nagle Snape. Była tak zamyślona, że nie zauważyła, że sprawdziła właśnie ostatnią salę na siódmym piętrze.
- Ale… Ja muszę…
- Książki nie obrażą się, jak nie będzie cię pięć minut dłużej, Granger - prychnął. 
Zagryzła zęby i poszła za mężczyzną. Jej ciekawska natura wygrała i teraz zastanawiała się, co takiego chce jej pokazać Snape.
- Pokój Życzeń? – spytała niepewnie, gdy dotarli pod znajomą ścianę.
- Zamknij oczy – powiedział Snape.
- Profesorze…
- Po prostu zamknij te cholerne oczy – powtórzył głośniej. Hermiona posłusznie wykonała polecenie, słuchając jak Snape podchodzi do ściany. Po chwili drzwi z charakterystycznym szczękiem wysunęły się i Snape znów przemówił.
- Wejdź i otwórz oczy dopiero, jak ci powiem.
- Ile pan ma lat, dwanaście? - mruknęła pod nosem.
- Granger – warknął tylko, ale zdawało jej się, że usłyszała śmiech. Przekroczyła próg i stanęła kilka kroków dalej. Snape zamknął drzwi i stanął niedaleko. - Otwórz oczy.
Zamrugała kilka razy, a kiedy wzrok znów przywykł do światła, otworzyła usta ze zdziwienia. Stali naprzeciw orkiestry. Prawdziwej, uśmiechającej się do niej, gotowej do rozpoczęcia przedstawienia.
- Co się dzieje? – spytała, patrząc na profesora, a on dumnie uniósł kącik ust i wskazał głową na dwa fotele, które pojawiły się przed nimi.
- A na co to wygląda?
Snape wyciągnął do Hermiony dłoń, co kompletnie zbiło ją z nóg. Zagryzła wargi i podała mu zdrową rękę, a on poprowadził ją do wielkich, bordowych foteli. Wszędzie dookoła paliły się świecie, orkiestra była ubrana w piękne, eleganckie stroje. Pianista, lekko po pięćdziesiątce, ubrany w czarny frak i ogromną, czerwoną muchę, ukłonił się i zasiadł do instrumentu. W ślad za nim poszli pozostali. Wiolonczelistka była czarnowłosą pięknością w długiej, czarnej sukni, która opływała jej smukłe ciało niczym fale na wzburzonym morzu. Ruszały się przy każdym jej ruchu, a Hermiona nie mogła oderwać od niej wzroku. Dwóch młodych skrzypków–bliźniaków, ubranych we fraki oraz czarne koszule uśmiechnęło się szeroko do widowni i złapali pięknie rzeźbione, drewniane instrumenty. Pierwsze nuty rozbrzmiały. Dziewczyna była jak zaczarowana, jej źrenice rozszerzyły się w ekscytacji, wszystko wokół jakby zniknęło – była tylko ona, zanurzona w muzyce. Zerknęła na Snape’a, który podpierał brodę na zaciśniętej dłoni. Nagle zapomniała o złości, która jak nieznośny pasożyt wypełniała jej serce. Wcześniej pragnęła, aby ten wieczór się skończył. Teraz miała nadzieję, że będzie trwać wiecznie. Wszystko, czym zaprzątała sobie umysł przez ostatnie dni, po prostu odeszło. Rozpłynęło się wraz z pierwszym dźwiękiem muzyki.
- To Bach? – spytała, kiedy dźwięki przycichły.
- Bach.
- Nie wiedziałam, że zna się pan na muzyce.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz – skwitował, kwaśno się uśmiechając.
Hermiona wstrzymała oddech. Dotarło do niej właśnie, co kierowało Snape’em tamtego dnia. Przez całe życie był samotny, każdy widział w nim zdrajcę lub zgorzkniałego profesora. Ona sama traktowała go tak przez większość czasu. Jak więc mogła oczekiwać, że po tylu latach nędznego życia uwierzy, że komuś może na nim zależeć?
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – spytała cicho, wciąż się w niego wpatrując. Spojrzał na nią pytająco, a w jego oczach Hermiona zobaczyła zmęczenie.
- Lubisz grać, więc pomyślałem, że ci się spodoba.
- Ty nie robisz takich rzeczy.
- Co masz na myśli?
- Nie sprawiasz komuś przyjemności, ot tak.
- Może nigdy nie było kogoś, komu chciałem sprawić przyjemność, ot tak – powiedział. Hermiona pomyślała, że się przesłyszała. To nie był Snape jakiego znała. Jednak, gdy znów się odezwał, jego głos był obojętny. W ten sam sposób spojrzał na orkiestrę. - Jeśli ci się nie podoba, możesz sobie iść.
- Nie – odparła natychmiast, ponownie zwracając na siebie uwagę mężczyzny. – Jest przepiękne – dodała, uśmiechając się.
Kąciki jego ust zadrżały, gdy znów oddała się muzycznej kuracji. Siedzieli w ciszy, wsłuchując się w niesamowitą grę. Pianino górowało nad pozostałymi instrumentami, ale raz po raz skrzypce i wiolonczela rywalizowały o drugi głos. Struny drgały, unosząc w niewielkim pomieszczeniu melodię tak piękną, tak niesamowicie hipnotyzującą, że po ciele Hermiony przeszedł dreszcz. Gdy ostatnia nuta została zagrana, jeszcze jakiś czas wirowała w powietrzu, wypełniając wszystkie zakamarki ukojonej duszy dziewczyny. Orkiestra ukłoniła się i rozpłynęła w powietrzu, jakby nigdy nie była czymś materialnym. Całe to przedstawienie było magiczne w sposób zupełnie inny, niż czarodzieje mogli sobie wyobrazić.
- Czas na nas – powiedział Snape wstając.
Hermiona niechętnie zrobiła to samo, obserwując ukradkiem, jak zamyślony profesor podchodzi do drzwi. Chciała z nim porozmawiać, jeszcze raz na spokojnie wytłumaczyć sobie całą sytuację, która między nimi zaszła, ale nie wiedziała, czy to ma sens. Postanowiła nie psuć sobie tego, o dziwo, wspaniałego wieczoru.
- Dobranoc, Granger – usłyszała, gdy wyszli na korytarz i Snape zaczął oddalać się w swoim kierunku.
- Profesorze – powiedziała, zanim zdążyła się powstrzymać. Zatrzymał się, odwrócił w jej stronę i spojrzał na nią pytająco. – Dziękuję.
Skinął głową i odszedł, a ona już go nie zatrzymała. Wróciła do swoich komnat, uśmiechając się. Kiedy kładła się spać, wykąpana i cudownie zmęczona, przypomniała sobie słowa Snape’a. „Może nigdy nie było kogoś, komu chciałem sprawić przyjemność”. Chciał to zrobić dla niej, co samo w sobie było dziwne, zważywszy na jego charakter. Ale zrobił i wyszło mu to lepiej, niż Hermiona była w stanie przyznać. Zanim zapadła w sen przez jej myśli przetoczyła się nadzieja, cienka i krucha niczym porcelanowa filiżanka. Nadzieja, że może uda naprawić się to, co zostało tak brutalnie zniszczone.

Następnego ranka, siadając do śniadania, Hermiona uśmiechnęła się w stronę stołu nauczycielskiego i skinęła Snape’owi głową. Nie zareagował, ale gest młodej studentki nie umknął uwadze McGonagall. Uniosła brew, patrząc na swojego przyjaciela, który nalewał sobie kawy.
- Coś mnie ominęło? – spytała.
- Życie, Minerwo.
- Pytam poważnie.
- Poważnie - powiedział znudzony Snape. 
Minerwa zmierzyła go karcącym spojrzeniem i powstrzymała się przed uderzeniem do w żebra.
- Severusie.
- Merlinie – mruknął. – O co pytasz?
- O pannę Granger.
- Co z nią?
- Czyżby twój wielki nos przesłaniał ci pole widzenia? – sarknęła. – Rozmawialiście?
- Jesteśmy profesjonalistami. Uznaliśmy, że nie ma co sobie skakać do gardeł.
- Nie zbywaj mnie. Uśmiechnęła się do ciebie.
- I co w związku z tym? – zapytał ostro. - Prosiłem cię chyba, żebyś dała sobie spokój. To nie jest twoja sprawa.
- Znasz mnie dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że to na mnie nie działa
- Nadzieja matką głupich.
- Severusie – powiedziała łagodnie. – Jesteś moim przyjacielem i chcę, żebyś ze mną rozmawiał.
- Jak będę chciał, to wiem, gdzie cię znaleźć.
Minerwa zdała sobie sprawę, że ciągnięcie tej konwersacji, nic nie przyniesie. W ciszy dokończyła swoje śniadanie, dopiła kawę i wróciła do swojego gabinetu.

Neville oparł głowę o blat stołu i jęknął głośno zrezygnowany.
- Nigdy nie uda mi się tego zapamiętać.
- Daj spokój – pocieszała go Hermiona. 
Przyszli do biblioteki zaraz po śniadaniu, kiedy to Neville spanikowany poprosił dziewczynę o pomoc w nauce. Widząc w jakim stanie jest przyjaciel, Hermiona nie umiała odmówić. 
- Musisz się przestać denerwować i wszystko będzie dobrze. Przecież wiesz to wszystko.
- I co z tego? Jak tylko pomyślę o egzaminie, to od razu jest mi niedobrze.
- Mówisz teraz do mnie, prawda? Patrz na mnie, mów do mnie, jakbyś tłumaczył to wszystko komuś, kto nic z tego nie rozumie.
Zdała sobie sprawę, że właśnie tak jest. Zielarstwo nigdy nie było jej najmocniejszą stroną. Chłopak widocznie zrozumiał jej konsternację, bo już chwilę później śmiał się, wtórując koleżance.
- Dawaj, Neville. Oddychaj głęboko i mów.
- Dobra – odparł, podniesiony na duchu. Wyprostował się i wziął do ręki leżącą przed nim książkę. Odwrócił ją do dziewczyny i wskazał na obrazek.
- Ostrokrzew pospolity. Swoją budową przypomina pustynne kaktusy, jednak…
- Kaktusy nie strzelają w ciebie swoimi kolcami – dokończył za niego niski głos. Oboje odwrócili się i spojrzeli na stojącego nieopodal profesora Snape’a. – Brawo, Longbottom. Przeskoczyłeś z okropnego do nędznego.
Neville speszył się, a Hermiona tylko pokręciła głową i poklepała przyjaciela po nerwowo zaciśniętych dłoniach.
- Jak dla mnie, to masz wybitny w kieszeni.
- Wybitnie nędzny – dodał Snape i głową wskazał drzwi. – Sprawdź czy cię nie ma w szklarni, Longbottom.
Chłopak zabrał książki i cały się trzęsąc, wyszedł z biblioteki. Hermiona rzuciła pytające spojrzenie na Snape’a.
- Wystarczy mu stresów w tym roku.
- Jak będzie tak dygotał cały czas, to profesor Sprout pomyli go z tykwobulwą.
- Marne szanse - odparła. – Pomyśleć, że po wczoraj, będziesz mieć dobry humor.
- Mam. I dlatego, pozwolę ci dzisiaj asystować w moich lekcjach.
Hermiona od razu się rozchmurzyła.
- Naprawdę?
- Nie, Granger, żartowałem. Tak naprawdę posprzątasz dzisiaj zaplecze.
- Zabawne – odparła teatralnie, ale zabrała torbę i ruszyła do drzwi. – Idziemy?
Minął ją z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Obserwowała ruch jego szaty, gdy podążała za nim do lochów i kilka razy o mało co, nie wdepnęłaby na nią. To z pewnością nie poprawiłoby mu humoru, więc musiała uważać, gdzie stąpa. Nagle, na drugim końcu korytarza dostrzegła znajome, rude włosy.
- Ginny – szepnęła i niechcący nastąpiła na szatę Severusa.
- Do cholery, Granger, chodzić nie umiesz?
Ale dziewczyna go nie słuchała. Od kilku tygodni nie miała o przyjaciółce żadnych wieści, a jej widok kompletnie ją rozproszył.
- Przepraszam – powiedziała i zaczęła biec w jej stronę. – Przyjdę za chwilę! – dodała przez ramię i przyspieszyła.
W ogóle nie pomyślała o tym, co sobie pomyśli Snape i jak jej nagada, gdy wróci. Wśród tłumu uczniów, nietrudno było odnaleźć burzę ognistych włosów. Teraz jednak, gdy stanęła blisko nich, miała wrażenie, że zmatowiały.
- Ginny.
Dziewczyna odwróciła się w jej stronę, a Hermiona przeraziła się. Wyglądała na trzy razy starszą, jej skóra była pomarszczona, a oczy podkrążone.
- Merlinie… Co ci się stało?
W oczach młodej gryfonki zaszkliły się łzy i spłynęły po piegowatych policzkach. Hermiona instynktownie objęła Ginny, która mocno wtuliła się w znajome ciało przyjaciółki.
- Hermiona – zapłakała.
Stojący obok nich Dean i Parvati wymienili zmieszane spojrzenia. Hermiona nic nie rozumiała. Co się stało tej pięknej i pełnej życia dziewczynie?
- Chodź – powiedziała i zaprowadziła przyjaciółkę do swoich komnat.
- Muszę iść na lekcję, Hermiona…
- Nie wygłupiaj się.
Poprowadziła ją do siebie, zamknęła drzwi i posadziła ją na jednym z foteli. Zanim usiadła naprzeciw niej, ukradkiem rzuciła zaklęcie wyciszające.
- Ginny, na brodę Merlina, co Ci się stało?
Młoda Weasley'ówna chwilę zbierała się, aby opanować płacz.
- Ja… On mnie porwał… - wyszeptała ledwo słyszalnie rudowłosa dziewczyna i ukryła twarz w dłoniach.
- Kto cię porwał? O czym ty mówisz?
- Sama-Wiesz-Kto.
Hermiona zbladła. Voldemort przetrzymywał Ginny? Na samą myśl żołądek podszedł jej do gardła.
- Byłam w Hogsmeade. Chciałam kupić mamie trochę słodyczy, a wtedy… Oni się tam pojawili i mnie porwali. Śmierciożercy – dodała, widząc pytającą minę Hermiony. – Przetrzymywali mnie w jakimś ciemnym lochu, nawet nie wiem gdzie…
- Ale po co?
- Chcieli wiedzieć, gdzie jest Harry. Torturowali mnie, myśleli, że wiem, ale…
Rozpłakała się na dobre, a łzy napłynęły jej do ust i nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa więcej. Hermiona podeszła do niej i mocno otoczyła ją ramieniem, zszokowana całą tą sytuacją.
- Już wszystko w porządku, Ginny, jesteś już bezpieczna – mówiła do niej kojącym głosem, gładząc długie włosy. Kiedy dziewczyna trochę się uspokoiła, wróciła do dormitorium, a Hermiona nie zamierzała jej zatrzymywać. Ginny była dostatecznie zmęczona, co wyraźnie odbijało się w jej twarzy i oczach. Nie zamierzała naciskać. Jeśli przyjaciółka będzie chciała, opowie wszystko później.
- Możesz do mnie przyjść o każdej porze dnia i nocy – zapewniła ją, gdy Ginny wchodziła do dormitorium.
Skierowała się do Wieży Astronomicznej, aby usprawiedliwić nieobecność przyjaciółki u Firenza. Gdy wracała krętymi schodami, Hermiona przypomniała sobie, że miała iść na lekcje u Snape’a. Poczuła napływającą złość na mężczyznę. Czuła, że wiedział o wszystkim, ale to przed nią zataił. Weszła po cichu do sali od eliksirów i stanęła przy drzwiach. Lekcja miała się ku końcowi, więc gdy uczniowie kilka minut później opuścili klasę, Hermiona podeszła do Snape’a.
- Mam coś na twarzy, Granger, że tak mi się przyglądasz? – spytał sarkastycznie, ale dziewczyna nie uśmiechnęła się.
- Wiedziałeś?
Snape na moment się zawahał.
- Czy wiedziałem, o czym? Mówże jaśniej, dziewczyno.
- Wiedziałeś, że Sam-Wiesz-Kto porwał Ginny?
Snape tylko zmierzył ją wzrokiem, po czym powrócił do porządkowania dokumentów.
- Nie, nic na ten temat nie wiedziałem.
- Kłamiesz.
- Nie tym tonem, Granger.
- Więc powiedz prawdę – powiedziała głośniej.
- Owszem, wiedziałem.
- Ty…
- Uważaj na słowa – syknął i obszedł biurko, stając tuż naprzeciw niej. – Jeśli Panna-Muszę-Wiedzieć-Najlepiej musi wiedzieć, to wiedziałem i więcej. To ja ją uwolniłem z tego pieprzonego lochu.
Siarczysty policzek, wymierzony w stronę Snape’a, odbił się echem po niewielkiej sali.
- Pytałam, a ty mnie bezczelnie okłamałeś.
- I po co miałem ci mówić? Mieliśmy plan, twoja wiedza na nic by się nam nie przydała.
Fuknęła na niego, niczym zirytowana kotka. Złapał mocno jej nadgarstek, a kiedy spróbowała się uwolnić, brutalnie zbliżył ją do siebie.
- Spróbuj jeszcze raz mnie uderzyć, a przysięgam, że nie będę tak miły, jak wczoraj.
Wyszarpała się z jego uścisku dokładnie w momencie, gdy drzwi się otworzyły. Wściekła obeszła biurko i usiadła na jego miejscu. Godzinne zajęcia uspokoiły jednak jej nerwy. Na powrót mogła racjonalnie przeanalizować sytuację i doszła do wniosku, że niesłusznie wściekła się na profesora. W końcu miał rację, w czym pomogłaby jej świadomość, że jej przyjaciółka została porwana? Gdy Snape zakończył swoją prelekcję o likantropii, uczniowie podnieśli gwar i zaczęli opuszczać salę.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie powinnam… - dodała, wskazując na policzek.
- Masz całkowitą rację.
- … ale ty nie powinieneś był mnie okłamywać.
Snape rzucił jej suche spojrzenie.
- Naprawdę jej pomogłeś? – spytała łagodniej.
- Aż tak trudno uwierzyć, że stoję po tej dobrej stronie?
Hermiona uśmiechnęła się krzywo.
- Nie. Po prostu, chciałam ci podziękować.
- Nie masz za co.
- Uratowałeś moją przyjaciółkę.
- Ja tylko ułożyłem plan. Jej bracia ją uratowali.
- Ron?
Snape spoważniał. Niebezpieczne tematy to coś, czego chciał unikać, a ten był jednym z nich.
- Bliźniacy.
- A co…
- Wystarczy w temacie, Granger. Zabierz się teraz za to sprzątanie.
- Co? – spytała, zanim zdążyła się powstrzymać.
- Przecież ci mówiłem, że dzisiaj sprzątasz składzik.
Hermiona prychnęła i jednym machnięciem różdżki wyczyściła kociołki na stołach. Przeszła w głąb klasy i po kolei porządkowała stoliki.
- Chcesz mieć czysty składzik, to go sobie posprzątaj. Każdy profesor musi dbać o czystość w swojej klasie – dodała, cytując jedną z jego wypowiedzi. Snape uniósł kącik ust.
- Przemądrzałe babsko – mruknął pod nosem, na co Hermiona uśmiechnęła się szeroko.
- Ciesz się, że pomagam ci sprzątnąć salę. Puchoni robią naprawdę niezły bałagan.
- Nie to, co Gryfoni – odgryzł się, dołączając do niej i rzucając zaklęcia na brudne deski.
- Sprzątaliśmy po każdej lekcji! - oburzyła się ze śmiechem.
- Bo baliście się ujemnych punktów. Inaczej zostawilibyście po sobie cały ten chlew.
- Zobaczyłbyś moje kwatery, to byś odwołał to wszystko.
Dopiero po chwili, gdy nie odpowiedział, zdała sobie sprawę, jak to zabrzmiało. Zarumieniła się i szybko wróciła do czyszczenia, ale Snape nie mógł pozostać obojętny na jej słowa.
- Panuj nad hormonami, Granger. Nie będziesz mogła stawiać ujemnych punktów, bo masz okres.
- Ty za to mogłeś je rozdawać na prawo i lewo, pod byle pretekstem? – prychnęła.
- Jak ktoś jest idiotą, zasługuje na ujemne punkty – powiedział Snape, wzruszając ramionami.
- Komplement z ust Mistrza Eliksirów! – szepnęła do siebie teatralnie, kpiąc ze swojego opiekuna.
- Bzdury, Granger.
Wyczyściła ostatni kociołek i uśmiechnęła się do niego zwycięsko.
- Jakoś nigdy nie dostałam ujemnych punktów na eliksirach.
- Siedem lat zmarnowane – skwitował sucho i uniósł kącik ust, widząc jej wgłębienia na policzkach.
Hermiona widząc, jak profesor przygląda się jej badawczo, spłonęła rumieńcem. Odwróciła wzrok i skończyła sprzątać w momencie, gdy uczniowie znów zaczęli napływać do sali.

Po ostatnich zajęciach odesłał ją na obiad, sam zostając w swoich komnatach. Dziewczyna, choć niechętnie, musiała przyznać, że czas spędzany z profesorem coraz bardziej jej się podoba. Zastanawiała się, jak to się dzieje, że złość potrafiła przerodzić się tak szybko w zadowolenie, a teraz, gdy siedziała samotnie przy stole, jedząc posiłek – w tęsknotę. Ginny nie chciała z nią rozmawiać na temat jej porwania, ale to akurat Hermiona potrafiła zrozumieć. Traumatyczne przeżycia w tak młodym wieku… Myśl o rzeczach, których przyjaciółka musiała doświadczyć z rąk oprawców, przyprawiała ją o dreszcze. Starała się rozluźnić atmosferę namawiając ją do odwiedzin w Hogsmeade, proponując jej spotkanie u niej w komnatach, ale Ginny pozostała obojętna i nieobecna. Nie reagowała na jej słowa, Hermiona czuła się, jakby rozmawiała ze ścianą. Nie miała pojęcia, jak pomóc dziewczynie. Parvati również próbowała swoich sił, daremnie próbując ją wyciągnąć na zakupy w Miodowym Królestwie. Ginny siedziała i jedynie wpatrywała się w pustą przestrzeń.
- Może powinnaś wrócić do domu? – zasugerował Dean, gdy nikt nie wiedział, co jeszcze można powiedzieć.
- Żeby znów siedzieć sama? Nie, dziękuję.
Jej głos był zmieniony. Zniekształcony.
- Twoi rodzice by się tobą zaopiekowali – powiedziała łagodnie Hermiona.
- Dziękuję za waszą troskę – odparła Ginny, wstając od stołu. – Ale nie potrzebuję teraz rozrywek, zakupów, ani imprez.
Po tych słowach wyszła, zapewne wracając do wieży Gryffindoru. Parvati pobiegła za dziewczyną, a gdy odeszły, Hermiona westchnęła zrezygnowana. Została z Padmą, Deanem i Nevillem, a każde z nich wyglądało na tak samo bezradne jak ona.
- Nie wiem, jak możemy jej pomóc.
- Może ma rację. Może jak będziemy udawać, że nic się nie stało… - zaczął Dean, ale Neville mu przerwał.
- Stary, jak możemy się tak zachowywać? Stało się i teraz musimy jej pomóc.
- Tylko w jaki sposób? – jęknęła Padma. Na to pytanie, każdemu z nich ciężko było odpowiedzieć.
- Pokażmy jej, że z nami jest bezpieczna – powiedziała Hermiona nagle. Pozostali popatrzyli na nią, nie do końca rozumiejąc co ma na myśli. – Widzicie, jaka jest spłoszona. Musimy ją otaczać opieką, ale nie robić z niej dziecka. Nie naciskajmy na nią. Jak będzie chciała iść do Miodowego Królestwa, to wtedy ją tam zabierzemy. A do tej pory… po prostu bądźmy dla niej oparciem, gdy tylko będzie go potrzebować. Bez presji.
Pozostali zgodnie pokiwali głowami. Hermiona jednak zmarszczyła brwi, sama pragnąć wierzyć, że to zadziała. Gdy skończyła swoją porcję ziemniaczanego puree, wróciła do lochów. Wchodząc do sali, od razu zauważyła nieobecność Severusa. Nie widziała go na obiedzie, ale on rzadko tam jadał. Sporadycznie przychodził, a nawet wtedy nie zabawiał długo. Stanęła przy krawędzi biurka i przypomniała sobie nagle, jak podczas jednej z lekcji, dotknął jej dłoni, muskając ją delikatnie niczym wiosenny powiew wiatru. To wspomnienie wydało jej się takie… odległe. Nierzeczywiste. Nie żywiła już w sercu urazy za to, jak potraktował ją Snape. Jedynie myśli o ich przeżyciach zawsze powodowały w niej to samo uczucie – jakby ktoś za nią przeżył to wszystko. I to najbardziej bolało dziewczynę. Przywrócone wspomnienia nie były częścią jej.
- Moje biurko doprawdy jest interesującym meblem – usłyszała nagle głos Snape’a. Nie zarejestrowała nawet, że wszedł do sali.
- Zamyśliłam się.
- Nic nowego – skwitował, podchodząc do swojego krzesła. Zauważył małą zmarszczkę, pomiędzy jej brwiami. – Cóż jest tak absorbującego?
- Chodzi o Ginny… - przyznała. – Nie wiem, jak jej pomóc.
Nie wiedziała, po co mu to mówi. Wiele razy udowadniał, że nie interesuje go życie prywatne uczniów.
- Nie wiem, czy na chwilę obecną możesz pomóc jej bardziej, niż po prostu być przy niej.
Popatrzyła na niego zaskoczona jego słowami, ale w tym momencie zreflektował się i dodał ostrzej:
- Zawracanie sobie głowy takimi głupotami na pewno nie pomoże ci w pracy. Musisz zachować profesjonalizm.
- Głupotami? Ginny to moja przyjaciółka, jak moż…
- Profesjonalizm, Granger. Wiem, że brutalnie to brzmi, ale takie rzeczy nie mogą wytrącać cię z równowagi.
Wypuściła głośno powietrze, zbulwersowana jego zachowaniem, ale z drugiej strony wiedziała, że ma rację. Skoro nie wiedziała jak pomóc przyjaciółce, musiała skupić się na swojej pracy.
- Załapałaś, to dobrze. Masz – powiedział, podając jej czysty pergamin. – Dobierz tematy do jutrzejszego rozkładu zajęć. Tu masz program – dodał, wskazując obszerną księgę.
Wstał i minął ją, ustępując jej miejsca. Wciąż wpatrywała się w blat, kiedy usłyszała jego miękki głos.
- Rozchmurz się, Granger. Ginewra dojdzie do siebie szybciej, niż myślisz.
Odwróciła się do niego, ale Snape zdążył już odejść na zaplecze. Jego słowa w istocie, podniosły ją na duchu. Jego głos ukoił jej umysł niczym balsam. Głos, a nie warczenie, którym zwykle ją obdarzał. Uśmiechając się do siebie zajęła jego miejsce i otworzyła księgę. Gdy po pół godzinie przewertowała ją do połowy musiała przyznać, że zadanie jej powierzone, było całkiem trudne. Według podziału zajęć, Snape miał jutro dwie godziny z drugoklasistami, jedną z czwartoklasistami i aż cztery godziny z piątoklasistami. Tych ostatnich musiał przygotować do SUMów, a więc musiała wybrać tematy spod końca roku. Rozmasowała obolały kark, ukradkiem obserwując Severusa. Precyzyjnie odmierzał składniki do eliksiru, który warzył się w kociołki nieopodal.
- Myślałam, że używasz tylko pracowni w swoich komnatach.
Snape podniósł głowę zdekoncentrowany.
- I miałbym zostawić cię samą w mojej sali? Jeszcze czego.
- A co takiego mogłabym zrobić? – spytała rozbawiona.
- Cóż, już kilka razy zdarzały się kradzieże składników.
Posłał jej oskarżające spojrzenie, na co Hermiona zarumieniła się wściekle.
- Raz! – powiedziała, śmiejąc się. – Tylko w drugiej klasie to była moja sprawka.
- Wyjątkowo nieudolna, swoją drogą.
- Nie mam pojęcia, do czego pijesz – powiedziała cicho, ale Snape i tak ją usłyszał.
- Cóż, pani Pomfrey rzecz jasna musiała mnie powiadomić o zmianie uczennicy w kota.
- Nie poruszaj tego tematu – wycedziła przez zęby, ale Severus ciągnął dalej z wyjątkową satysfakcją.
- Przyznaję, że pierwszy raz byłem tak rozbawiony.
- Uznam to za komplement – burknęła Hermiona pod nosem.
Profesor jednak zignorował jej wypowiedź, ciągnąc dalej, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Udało ci się uwarzyć eliksir wielosokowy w tak młodym wieku, ale być na tyle głupią, żeby wziąć pierwszy lepszy włos, to porażka pierwsza klasa.
- Skończysz już się ze mnie naśmiewać?
Snape popatrzył na nią z tryumfem i uniósł brew.
- To nigdy mi się nie znudzi, Granger.
Rzuciła mu mordercze spojrzenie i wróciła do lektury, gdy usłyszała jego głos.
- Złość piękności szkodzi.
Nie patrzył na nią, a mimo to wiedział, że ona zerknęła właśnie na niego. Wyczuł jej spojrzenie na swoich plecach. Zarumieniła się jedynie i uśmiechnęła do siebie. Kiedy stał się taki ludzki? zastanowiła się, jednak chwilę później, jej uwagę zajęło przypisywanie tematów. Oderwała się dopiero, gdy napisała ostatnie zdanie.
- Skończyłam – powiedziała dumnie, patrząc na Snape’a, który uważnie wrzucał składniki do kociołka. Podeszła do niego i z ciekawością obserwowała jego ruchy. Były pewne, precyzyjne, mechaniczne. Perfekcyjne. – Co to za eliksir?
- Na cierpliwość - odparł ironicznie.
- Wygląda bardziej jak eliksir Słodkiego Snu.
Severus popatrzył na nią z nieukrywanym zaskoczeniem.
- To dla panny Weasley. Minerwa poprosiła mnie, aby go dla niej uwarzył.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, znów zaskoczona ludzkim odruchem nietoperza. Rozejrzała się i postanowiła mu pomóc, w końcu miała okazję na coś rzeczywiście przydać się przyjaciółce.
- Czego potrzebujesz? – krzyknęła z magazynku, kiedy odniosła do niego kilka nieużywanych narzędzi. Snape nagle pojawił się za nią i wyjął z jej ręki nóż, który przypadkowo zagarnęła ze sobą.
- Tego – powiedział. Stał tak blisko, że dziewczyna instynktownie wstrzymała oddech. Czuła, jakby wraz z jego obecnością, małe zaplecze skurczyło się i napierało na nią zewsząd.
Snape wpatrywał się w nią, zahipnotyzowany jej bliskością. Mocno ściskał w dłoniach nóż, a gdy Hermiona nieświadomie zerknęła na jego usta, poczuł ból i ciepłą krew na palcach. To orzeźwiło go dostatecznie, aby odwrócić się i wyjść. Spojrzał na zakrwawioną dłoń. Z każdym dniem, coraz bardziej chciał wziąć ją w objęcia. Chciał przypomnieć sobie, jak to jest. Jednym machnięciem różdżki pozbył się skaleczenia i wrócił do pracy. Dziewczyna cicho krzątała się wokół niego, wynosząc zużyte resztki, donosząc składniki, których potrzebował, czyszcząc narzędzia. Gdy eliksir był niemal gotowy, stanęła obok niego i zafascynowana wpatrywała się w parującą ciecz.
- Jak ty to robisz?
- Co robię? – spytał, unosząc brew.
- Jak nauczyłeś się tak idealnie sporządzać eliksiry?
- Jeśli zdradzę ci mój sekret, wtedy nie będę mistrzem. I będę musiał cię zabić.
Dziewczyna uśmiechnęła się, ale nie ciągnęła tematu. Posprzątała noże i chochelki, a Snape wziął pustą fiolkę i napełnił ją wywarem.
- Zanieś to pannie Weasley. Na dzisiaj wystarczy.
- Dobrze – powiedziała Hermiona i włożyła eliksir do torby, którą zarzuciła na ramię. Wychodząc z sali, odwróciła się i popatrzyła na Snape’a, który przeglądał właśnie jej wykaz. Chciała coś powiedzieć, chciała nadal tu być i czuć jego obecność. Uśmiechnęła się na myśl, że jutro znów spędzi z nim dzień.
Skierowała się do wieży Gryffindoru. Dawno już nie szła tymi korytarzami. Jedynie na obchodach, ale wtedy były puste, martwe. Teraz tętniły życiem, wypełnione gwarem, krzykami i śmiechami uczniów, którzy ustępowali jej drogę. Niektórzy, przeważnie pierwszoroczni, nawet witali ją krótkim „dzień dobry, pani profesor”. Wciąż dziwne uczucie, myślała, dochodząc do portretu Grubej Damy.
- Floret animus – powiedziała, a kobieta z obrazu ukłoniła się jej lekko i wpuściła ją do środka. Salon wypełniało ciepłe światło świec. Garstka uczniów zasiadała na kanapie przed kominkiem, gdzie zwykle to ona, Harry i Ron przeprowadzali dyskusje i nocne debaty.
- Hermiona – usłyszała głos i spojrzała w stronę idącego do niej Deana. – Co tu robisz?
- Przyszłam do Ginny. Mam coś dla niej.
- To życzę powodzenia – odparł gorzko. – Nawrzeszczała na Parvati, jak się jej spytała o egzaminy.
Hermiona westchnęła.
- Dziwisz się? Nadal przeżywa to wszystko.
- Wiem – przyznał skruszony chłopak. – Słuchaj. Chciałem o czymś z tobą porozmawiać. Spotkamy się później?
- Jasne.
- To poczekam, jak skończysz z Ginny.
To powiedziawszy odszedł w kierunku dormitorium chłopców. Hermiona szczerze zastanowiła się, o co chodzi. Weszła po schodach do dziewczęcych kwater i zapukała do szóstorocznych.
- Hermiona – przywitała ją Parvati, z widocznie podpuchniętymi oczami. Musiała płakać. Cholera, cholera, cholera, myślała.
- Cześć. Słuchaj, mam dla Ginny eliksir na sen, mogę wejść?
- Pewnie, co za pytanie. Tylko – powiedziała i zniżyła głos do szeptu, gdy stanęły za drzwiami – uważaj, co mówisz. I nie przejmuj się tym, co odpowie.
- Postaram się – szepnęła Hermiona i weszła w głąb pokoju. Ginny siedziała po turecku, oparta plecami o poręcz w nogach swojego łóżka. Wpatrywała się w pościel niemal nie mrugając. Hermiona zerknęła niepewnie na Parvati, która przysiadła na swoim posłaniu i wzruszyła ramionami.
- Ginny – odezwała się w końcu. – To ja, Hermiona.
Usiadła powoli obok dziewczyny, która podniosła na nią swoje matowe oczy.
- Tylko nie mów, że możemy wybrać się do wioski.
- Nie, nie po to przyszłam. Jak się czujesz?
Ginny prychnęła gniewnie, odgarniając włosy na plecy. Hermiona starała się wziąć do serca radę Deana.
- Mam coś dla ciebie.
Wyciągnęła z torby małą fiolkę i położyła ją na kołdrze przed Ginny.
- To na sen. Profesor Snape uwarzył go dla ciebie.
- Nie potrzebuję środków na sen. 
Popatrzyła na Hermionę pustym wzrokiem, a po jej policzku spłynęły łzy.
- Potrzebuję zapomnieć.
- Ginny…
- Możesz to dla mnie zrobić? – spytała sucho. Nie błagała, nawet nie prosiła. Wiedziała, co odpowie jej przyjaciółka.
- Nie, Ginny, nie zrobię tego. Nie wymażę ci pamięci.
- A więc nie mamy o czym rozmawiać.
Jej głos był obcy. To nie była Ginny, jaką wszyscy znali. Hermiona spodziewała się po niej zmian, ale nie sądziła, że stanie się zimna. Oschła.
- Posłuchaj… - zaczęła spokojnie starsza gryfonka, przysuwając się do przyjaciółki i chwytając ją za ręce. – Takie wspomnienia czynią nas silniejszymi. Wiem, jak to brzmi, ale z czasem twoja złość osłabnie, a wtedy te wspomnienia się zatrą. Wyblakną.
- Ja nie chcę, żeby się zacierały. Ja chcę, żeby zniknęły.
Wyszarpała dłoń z uścisku przyjaciółki i zapatrzyła się znów w dal. Hermiona starała się zrozumieć, ale przychodziło jej to z trudem.
- I chcesz zapomnieć, kto był w stanie zaryzykować życie, aby cię uratować?
Ginny nie odpowiedziała.
- Wierz mi lub nie, ale wszystkie wspomnienia są ważne. Z każdego, nawet najgorszego, jesteś w stanie wyciągnąć jakiś dobry ślad. Drobny, ale dobry. Kto przyszedł ci na pomoc?
- Fred i George… - wyszeptała ze łzami w oczach Ginny.
- Tylko oni?
- Profesor Lupin… I Kingsley.
Jej głos stawał się coraz cichszy.
- Naprawdę chcesz zapomnieć, że Remus, Kingsley i twoi bracia ryzykowali życia, aby cię wydostać? Zrobili to dla ciebie, bo jesteś dla nich ważna. Dla nas wszystkich. Nie możesz o tym zapomnieć.
- Śnię o tym po nocach – wyszeptała nagle Ginny. – Widzę czarne postacie… Słyszę ich głosy… Szepczą do mnie. Torturują bez końca. Bellatrix. Dołohow. I… Greyback…
Na chwilę zamilkła, zamykając oczy.
- I jeszcze jeden głos… Mówi, że wszystko będzie w porządku. Mówi, że za niedługo to się skończy. Że za niedługo po mnie przyjdzie.
- Czyj głos? – spytała cicho Hermiona, czując, że zna odpowiedź na to pytanie.
- Snape’a.
- On pomógł cię uratować.
- On mnie tam zostawił, Hermiona – wyszeptała Ginny, patrząc prosto w jej oczy. – Przychodził i opatrywał moje rany, ale… Zawsze mnie tam zostawiał. W ciemności. Samą.
- Nie mógł tak po prostu cię uwolnić – odparła łagodnie dziewczyna. – Zaplanował twoją ucieczkę, aby nic się wam nie stało. Nikt cię tam nie zostawił.
- Tam było tak ciemno – zapłakała Ginny. Hermiona wzięła przyjaciółkę w objęcia, czując jak przez zmęczone ciało przechodzą spazmy płaczu. Głos jej się załamał i nie była w stanie nic powiedzieć. Parvati klęknęła przed nimi zatroskana, sięgając po fiolkę.
- Wypij to. Pomoże ci zasnąć.
Ginny posłusznie połknęła eliksir i już po chwili, zasnęła w objęciach Hermiony. Ułożyły ją pod kołdrą i cicho zeszły na dół. W salonie pozostał już jedynie Dean, czekający na Hermionę.
- I jak? Udało się?
- O dziwo – przyznała Parvati. – Coś czuję, że jedna dawka nie wystarczy.
Hermiona pokiwała głową.
- Wiem. Snape ma cały kociołek eliksiru, jutro przyniosę go więcej.
Usiedli na kanapie, ogrzewając się przy palenisku. Hermiona popatrzyła na nich i spytała zmęczona:
- Nie macie zajęć?
- Wróżbiarstwo – powiedziała Patil, a Dean dodał: - Ja mam transmutację, ale profesor McGonagall kazała mi zająć się Ginny.
- Nie wiem, co robić – przyznała Hermiona. – Eliksir Słodkiego Snu to nie lekarstwo. Może pomóc jej zasypiać, ale… Ona będzie mieć traumę.
- Jest silna, wyjdzie z tego – pocieszał Dean, ale chyba sam nie był przekonany do swych słów.
- Poza tym, ma nas. Z takimi przyjaciółmi wychodzi się z gorszych rzeczy – dodała Parvati.
Zapadło między nimi milczenie. Każde z nich z osobna przeżywały stan Ginny, ale najbardziej przerażała ich bezsilność. Bezradność. Mogli jedynie patrzeć i mieć nadzieję, że przyjaciółka stanie na nogi.
- Myślicie, że szykuje się wojna? – spytał nagle Dean.
- Wojna? Z Sam-Wiesz-Kim? – Parvati podciągnęła nogi pod brodę i objęła je mocno rękoma.
- Skoro Śmierciożercy mogą porwać kogoś niezauważenie z Hogsmeade… To nikt nie jest bezpieczny.
Hermiona przysłuchiwała się obawom chłopaka i zadrżała, mimo ciepła dobiegającego z kominka. Wojna z Voldemortem sama w sobie była ideą tak straszną, że jej prawdopodobieństwo sprawiało, że człowiek bał się każdego następnego dnia.
- Nie ma co panikować – powiedziała w końcu Hermiona, widząc łzy w oczach przerażonej Parvati. – Hogwart jest bezpieczny, MY jesteśmy bezpieczni. Dopóki jesteśmy w szkole, nic nam się nie stanie.

Tego wieczora, gdy już leżała w łóżku, dręczyły ją słowa Deana. Nie chciała myśleć o wojnie, o Voldemorcie, o Ginny, o niczym. Sama ta myśl przerażała ją, jak nic innego. Kiedy noc zapadła, a ona nadal nie mogła zmrużyć oka, wstała i ubrała szlafrok. Podeszła do okna, za którym na niebie wisiał lśniący księżyc i milion gwiazd. Niebo było niesamowicie czyste – jakby nic nie mogło zmącić jego majestatu. Owinęła się szczelniej szlafrokiem i wyszła z gabinetu. Musiała pozbierać myśli, a znała jedno miejsce, gdzie poczuje ulgę.

Severus wpatrywał się w niebo, zastanawiając się, kiedy nadejdzie koniec. Voldemort ruszył do Albanii, w poszukiwaniu Pottera, którego tam nie znajdzie. A gdy wróci… Rozpęta się piekło. Śmierciożercy nie muszą być niczemu winni, aby zasłużyć na tortury. Wyżyje się na nich za kolejną porażkę. Spojrzał na gwiazdy, które niezmącone żadną chmurą, świeciły w jego stronę, słuchając jego oddechu.
- Dumbledore, ty stary głupcze. Dlaczego musiałeś zakładać ten przeklęty pierścień…
Chociaż szczerze starca nie znosił, brakowało mu jego mądrości, a nawet życiowych morałów. Nawet durnych żarcików. Nagle usłyszał odgłos otwieranych drzwi i zobaczył, jak pojawia się nich Hermiona. Wyglądała na równie zaskoczoną jego obecnością, jak on jej.
- Nie możesz spać? – spytała, podchodząc do niego i oparła się o zimną barierkę.
- Nigdy nie mogę spać.
- Zupełnie jakbyś był wampirem – uśmiechnęła się lekko.
- Nie opowiadaj bzdur.
Zamknęła oczy i pozwoliła nocnej bryzie swobodnie muskać jej twarz. W świetle księżyca wyglądała niczym porcelanowa lalka. Snape wpatrywał się w nią, jakby rzuciła na niego jakiś urok.
- Doprawdy, moja twarz jest tak absorbująca? – spytała, unosząc kąciki ust. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, widząc, że ją obserwuje.
- Nie pochlebiaj sobie. Co najwyżej intrygująca.
- Mnie wystarczy.
Patrzyła chwilę w jego oczy, po czym skierowała wzrok na gwieździste niebo.
- Jest takie... czyste. Wielkie.
- Ameryki nie odkryłaś - odparł beznamiętnie.
- Czy ciebie cokolwiek rusza?
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, gdy Snape udał, że się zastanawia. Ostatecznie pokręcił głową. 
- Nie bardzo.
- Oh, więc widziałeś już wszystko?
- Mniej więcej.
- Mniej czy więcej?
- Zamyka ci się kiedyś ta niewyparzona gęba?
Powstrzymała się od komentarza, pozwalając na krótką ciszę miedzy nimi.
- Severusie?
Niemal zapomniał, jak jej miękki głos potrafi pieścić jego imię.
- Myślałeś czasem o tym, żeby po prostu… zniknąć?
Zaskoczyła go tym pytaniem.
- Nie – odparł po chwili.
Wiedziała, że nie jest wylewny, więc spodziewała się, że to koniec, ale właśnie wtedy, on znów się odezwał.
- Na początku myślałem – przyznał. – Gdy wszystko wydawało się szare. Pozbawione sensu. Tylko, że… nadal takie jest. I raczej zawsze będzie. Więc przestałem o tym myśleć.
Jego głos, poza obojętnością i chłodem, przepełniała bezradność. Zupełnie jak jej, gdy mu odpowiedziała.
- Zdałam sobie sprawę, jak bardzo byłam naiwna, licząc, że to się kiedyś skończy.
- Kiedyś na pewno się skończy.
- I co wtedy? – spytała, nie oczekując odpowiedzi. – Myślisz, że będziemy mogli normalnie żyć?
W ciągu krótkiego czasu, drugi raz usłyszał to pytanie.
- A czego oczekujesz? Mało masz problemów, że spokój tak by ci przeszkadzał?
- Nie – przyznała z uśmiechem. – Spokój byłby wspaniały.
Stali chwilę obserwując martwe góry przed nimi. Majestatycznie rozciągały się wzdłuż horyzontu, odgradzając ich od świata zewnętrznego, dając swoiste poczucie bezpieczeństwa. Nagle Snape dostrzegł poruszające się korony drzew i z jednej sekundzie w powietrze wzbiły się dwa czarne obłoki. Pchnął Hermionę za filar i obserwował poruszające się cienie.
- Co robisz? – spytała szeptem, ale nakazał gestem, by milczała. Przerażona wpatrywała się w wytężoną twarz Severusa.
- Śmierciożercy – mruknął tylko.
Przywarła do niego mocniej, wstrzymując oddech. Czuła jego dłoń, mocno zaciskającą się na jej ramieniu.
- Cholera – warknął. Zmierzył ją wzrokiem i odsunął się. Niechętnie puściła jego szatę, wciąż czując w piersi kołaczące ze strachu serce.
- Co oni tu robili?
- Obserwowali.
- Chyba… nie przymierzają się do ataku?
Wiedziałbym, pomyślał Snape. Chyba, że nie?
- Do środka – powiedział, popychając Hermionę w stronę drzwi. Zbiegła po schodach, dopiero na korytarzu zwalniając kroku. Severus zagryzał szczękę, a na jego czole widziała wyraźne zmarszczki.
- Severusie? - spytała zaniepokojona, widząc jak nerwowo zaciska pięści.
- Idź do siebie.
Widziała, że w tym stanie nie ma co z nim dyskutować.
- Jazda! – warknął, gdy nadal stała w miejscu. Powoli oddaliła się do swojego pokoju, wciąż przerażona jego zachowaniem. Zerknęła za siebie, ale Severus zniknął. Co, do licha, Śmierciożercy robili pod szkołą? Co obserwowali w środku nocy? Czy Voldemort zamierza zaatakować Hogwart? Na samą myśl, Hermiona poczuła dreszcze. Zatrzasnęła za sobą ciężkie drzwi i otoczyła się szczelnie rękami. Ciepły szlafrok zdawał się nie spełniać swojego zadania, więc wgramoliła się pod kołdrę i z głową pełną najgorszych scenariuszy, zapadła w sen.

Severus zamiast do siebie, skierował się do Minerwy. W takich sytuacjach, dziękował Merlinowi, że udało mu się odwieść Voldemorta od przejęcia szkoły w zeszłym roku. Chociaż jedno miejsce było, miał nadzieję, względnie bezpieczne.
- Minerwo – szepnął głośno, pukając do jej drzwi. Było grubo po północy. Oby ta stara jędza nie pomyślała sobie czegoś zbereźnego. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła zaspana kobieta. Naciągała na siebie puchowy szlafrok. Minął ją bezpardonowo.
- Oczywiście, Severusie, że możesz wejść – jęknęła sarkastycznie, ale ziewnięcie zepsuło efekt.
- Możesz zamknąć drzwi? – spytał zniecierpliwiony. Przewracając oczami, McGonagall posłuchała.
- Co sprowadza cię do mnie – spytała, patrząc na zegarek – o takiej porze?
- Jeśli jesteś ciekawa, to Śmierciożercy obserwowali twoją szkołę.
Natychmiast oprzytomniała. Poprawiła na nosie okulary, jak to w zwyczaju miał były dyrektor i owijając się szlafrokiem, usiadła na fotelu za biurkiem.
- Śmierciożercy tu byli?
- Brzmię niewyraźnie? Widziałem ich z Wieży Astronomicznej.
- Ale… nic nie mówiłeś, że mają się zjawić.
- Bo nic nie wiedziałem – przyznał, siadając naprzeciw niej.
- Więc co jest grane?
- Nie wiem, ale wolałem cię o tym powiadomić. Możliwe naturalnie, że szpiegowali na własną rękę, ale jeśli wysłał ich tu Voldemort… Może to jest cisza przed burzą.
- Spodziewasz się ataku? – głos Minerwy zadrżał.
- Sam nie wiem. Na ostatnim zebraniu nie doszliśmy do żadnych istotnych kwestii.
Na chwilę zapadła cisza. Każde z nich pogrążone we własnych, ponurych myślach, nie wiedziało co powiedzieć. W końcu Snape wstał.
- Jutro udam się do Malfoy’ów i dowiem się, o co chodzi.
- Oczywiście, oczywiście – powiedziała szybko dyrektorka.
- Swoją drogą, słyszałem, że Weasley nie za dobrze radzi sobie z przystosowaniem się do życia.
- Nic dziwnego – odparła Minerwa. – Panna Weasley przeżyła traumę, zapewne długo jej zajmie, by znów żyć pełnią życia.
- Właściwie czemu wróciła do szkoły? – spytał Snape, zaskakując swoją przyjaciółkę.
- Stałeś się bardzo ciekawski, Severusie.
Przymrużyła oczy, badawczo go obserwując, ale on tylko prychnął i zniknął za drzwiami. McGonagall odetchnęła głęboko i oparła brodę o splecione dłonie. Miała nadzieję, że najgorsze nigdy nie nadejdzie. W głębi duszy wiedziała jednak, jak naiwne było to marzenie.

*

Tymczasem w zupełnie innej części świata, zakapturzona postać siedziała w fotelu, tępo wpatrując się przed siebie. Mężczyzna podszedł do niej i popatrzył na nią, kręcąc głową.
- Już wkrótce dojdziesz do siebie.
- Już wkrótce, to wszystko będzie moje – wycharczała postać.
- Nasze, przyjacielu.
Mężczyzna poprawił koc, który spoczywał na kolanach jego rozmówcy. Słaba dłoń jednak odtrąciła go z zadziwiającą siłą.
- Nie musisz mnie stale niańczyć.
- Jesteś słaby.
Postać zapatrzyła się w oddal, gdzie majaczył zasypany śniegiem las, otoczony zewsząd srogimi szczytami gór. Pokręciła głową, a z ust wydobył się cichy, złowrogi pomruk.
- Jestem coraz silniejszy.

15 komentarzy:

  1. Najfajniejszy prezent na Dzień Dziecka :D

    Ten rozdział był tak pozytywnie zakręcony, że nie mogłam się od niego oderwać.

    Szkoda mi Ginny. Jedynym, czym zasłużyła sobie na takie cierpienia, jest jej przyjaźń z Potterem. Mam nadzieję, że kiedyś dojdzie do siebie.

    Severus mnie zaskoczył. W dobry sposób, oczywiście. Widać, że się stara i uważam, iż na swój pokręcony sposób taki Snape jest całkiem słodki.

    Poważnie obawiam się reakcji Hermiony, kiedy dowie się o Ronie... jakby nie było to jeden z jej najlepszych przyjaciół. Och, coś czuję, że urządzi Severusowi piekło na Ziemi, a on jak to on, nie pozostanie jej dłużny.

    Ostatni fragment zbił mnie z tropu. Wyliczałam w głowie osoby, które mogłyby pasować do roli łaknącego władzy i potęgi czarnoksiężnika, ale... nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków. Poza Czarnym Panem, który odpada z oczywistych powodów, wytypowałam tylko Grindelwalda.

    Co tu się, droga panienko, wyprawia?

    Wszystkiego dobrego!
    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za, jak zwykle, cudowny komentarz!
      Miło widzieć, że ktoś śledzi wiernie i wyłapuje szczegóły.

      Cóż, a propo ostatniego fragmentu wiesz co powiem - nic nie powiem. Takie tam, budowanie napięcia.

      Historia z Ginny, cóż, przyznam, że pisanie o niestabilnej emocjonalnie nastolatce jest trudne. Oddanie emocji... Można złapać doła.

      Całkiem odbiegając od tematu zdradzę, że pisząc fragmenty z Hermioną i Snape'em stawiałam się na jej miejscu. I nie mogłam usiedzieć przed biurkiem.

      A jej przygoda z Ronem, hmm. On był dla niej kimś więcej niż przyjaciel. Więc tak, masz rację. Będzie piekło na ziemi.

      Cieszę się, że podobał ci się rozdział, który nawiasem mówiąc, czekał na Dzień Dziecka, aby go dodać :) Poważnie, napisany był chyba ze dwa tygodnie temu i czekał. I kwiczał. "Dodaj mnie, dodaj mnie".

      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
    2. Przyjemność po mojej stronie :D

      Fakt, trochę... zmniejszyłam rolę Rona. Z przyzwyczajenia. Nie przepadam za nim i jakoś nie potrafię zaakceptować związku między nim a Granger.

      No, teraz pozostaje mi już tylko spokojne czekanie na rozwinięcie historii.

      Miłego dnia :)

      Usuń
  2. Rozdział względnie spokojny, ale właśnie- ostatni wątek to coś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam :)
      Obiecuję, że postaram się nadrobić akcję w następnych rozdziałach :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Biedna Ginny. Mam nadzieję że Hermi i reszta Gryfonów pomogą jej przez to przejść.
    Szkoda że Sev zaciął się tym nożem w składziku. Już myślałam, że pocałuje Herm.
    Rozdział jak zwykle cudowny. Jestem zła, bo nie mam żadnych błędów do których mogłabym się przyczepić :D
    Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę Senri97
    P.S. Nie każ nam czekać tak długo na kolejny rozdział proszę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, że nie ma błędów :c Postaram Cię nie zawieść w 15 :)
      Cieszę się, że Ci się podobało i również pozdrawiam!
      A co do nowego rozdziału, to postaram się szybko dokończyć.

      Usuń
  4. Zacznę od początku. Przede wszystkim uwielbiam McGonagall! Chce pomóc Severusowi i Hermionie w jak najbardziej dyskretny sposób. Druga sprawa na którą zwróciłam uwagę, to zwalanie złych humorów u kobiety na okres!!! (znam to z autopsji :D i nic bardziej mnie nie denerwuje!) Czy dobrze przeczytałam, że Hermionie zbierało się na wymioty? - no, no, no... ciekawe (czyżby się tam coś "posiało"?) Koncert był cudowny i widać, że Severus ma wyrzuty sumienia i na swój pokrętny sposób próbuje zrekompensować Hermionie krzywdy. Mam nadzieję, że wkrótce przestanie być zakompleksionym, pozbawionym wiary w siebie dupkiem!
    Biedna Ginny, niestety musi zmierzyć się ze swoimi wspomnieniami w myśl zasady, że co cie nie zabije to cię wzmocni!
    Śmierciożercy obserwujący Hogwart i Severus, który nic o tym nie wie? Pewnie niedługo dowiemy się z czyjego polecenia. No i ta końcówka....
    Rozdział świetny, gratuluję! Mam nadzieję, że szybko pojawi się następny!
    PS. Wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka!
    Czy to przypadkiem nie dzisiaj miała się ukazać miniaturka dla ciebie od Dubhean? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, miała, niestety się nie pojawiła :(
      Dzień Dziecka </3
      PS. Cieszę się niezmiernie, że podobał ci się rozdział. Nie powiem nic więcej, wiesz, po prostu nie mogę. Wszystko wyjdzie w praniu. :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Boski prezent :D Chcę taki częściej :D
    Szkoda mi Ginny, mam nadzieję że dojdzie do siebie...
    Liczę że w końcu Hermiona czy Severus wybuchnie i dojdzie między nimi do czegoś :)

    Pozdrawiam
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Wspólnymi Siłami z przyjemnością informuję, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga. Pozdrawiam i życzę miłego dnia z nadzieją, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz recenzję.
    WS

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej ! Przeczytałam Twój komentarz i śpieszę z odpowiedzią! Wybacz , ze musiałaś tyle czekać , ale byłam na wyjeździe . Co do Severusa i Florence cóż.... czas pokarze :D Mam co do tej dwójki pewne plany, ale łatwo i słodko nie będzie ;) Dzisiaj rozpoczęłąm pisanie 3 rozdziału i postaram się na bierząco dodawać posty. Mam zmiar stworzyć długą hisotrię, a przede wszystkim pisać dłuższe rodziały. Prolog i dwa pierwsze rodziały były próbą, chciałąm zobaczyć czy historia się spodoba. I widzę, że przypadła Tobie i kilku osobom do gustu , więc jestem przeszczęśliwa. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na stałe ! Liczę na Twoje opinie ( szczere , nieważne czy będą pozytywne czy negatywne) . Na pewno będę kierowała się wskazówkami od Was ! http://severuslovelikethisneverhappend.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam krótką przerwę od czytania Twojego opowiadania, wiadomo, sesja się zbliża, a wraz z nią - zaliczenia. Ale już po wszystkim, więc wróciłam, żeby zawracać Ci głowę marudzeniem. xD
    Nie przejmuj się, jeśli będę bardziej czepialska niż zwykle, po prostu od wczoraj nęka mnie alergia. I nie chce sobie pójść.
    Zauważyłam, że skończyłaś już opowiadanie. Szkoda, myślałam, że napiszesz minimum sześćdziesiąt rozdziałów, bo w czterdzieści (i to przeciętnej długości) ciężko przedstawić tak zagmatwany temat jak Sevmione. Aczkolwiek jest pewien plus - teraz, kiedy masz już zakończone opowiadanie, możesz spokojnie zacząć je poprawiać! :D
    Szybciutkie przypomnienie tego, co działo się w poprzednim rozdziale: Snape dogadał się z Zakonnikami i wspólnie odbili Ginny, a Hermiona postanowiła odnowić znajomość z Hagridem.
    Te kwatery są coraz bardziej irytujące. Nawet bardziej niż komnaty.
    Nareszcie Hermiona robi użytek ze swojej inteligencji. Wpadła na pomysł, że może Hagrid coś chlapnie, a ona bez problemu się domyśli, o co chodzi w tym całym burdlu. Podoba mi się ta tęsknota Hermiony za latami szkolnymi. Ech, dorastanie... Czasami ciężko się z nim pogodzić.
    Profesor McGonagall jest chyba trochę za mało stanowcza. Mam na myśli tę rozmowę o seksach ze Snape'em. Oczywiście doceniam to, że nie jest jakoś specjalnie wścibska czy upierdliwa w stylu Molly Weasley, aczkolwiek brakuje mi tego zdyscyplinowania. No i za mało wstydu Hermiony! Zdecydowanie za mało, spokojnie mogłabyś to trochę ubarwić, bo strach to jedno, bardzo dobrze, że o nim wspomniałaś, nareszcie Hermiona uruchomiła rozsądek, aczkolwiek rozmowa o TYCH sprawach z byłą wychowawczynią i nauczycielką, która znała ją jeszcze z dziecięcych lat, musiała być dla Granger bardzo krępująca. Hermiona rumieni się na myśli o Snape'ie, choć są (przynajmniej teoretycznie) dostępne tylko dla jej samej, a taka otwarta rozmowa o tym samym z McGonagall jedynie ją przeraża?
    Szkoda, że Minerwa nie myśli już tak rozsądnie. Nawet Hermiona (choć podchodzi do sprawy bardzo emocjonalnie) zauważyła, że jej związek ze Snape'em jest problematyczny, a McGonagall (rozsądna, doświadczona i inteligentna kobieta) pomyślała o tym jak nastolatka. Gówno z tego, że dzieli ich więcej, niż łączy. Po prostu Hermiona jest najlepszym, co mogło spotkać Snape'a. I nie ma gadania. Zgodziłabym się z akceptacją, zrozumieniem, ba, nawet ze współczuciem z jej strony, ale brakuje mi tu jakiegoś ALE z jej strony.
    Podoba mi się to rozdarcie Hermiony. Z jednej strony cholernie tęskni, bo widać, że nie zapomniała o zauroczeniu swoim nauczycielem, ale z drugiej - jest Hermioną. Nie wybaczy tak łatwo takiego zachowania. Aczkolwiek to skaleczenie mogła sobie przecież bez problemu sama wyleczyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. ,,Po prostu zamknij te cholerne oczy" - jestem fanką takiego Snape'a. <3
    Już wiem, w czym tkwi problem. Hermionę czujesz bardzo dobrze, McGonagall przeciętnie, w charakter Snape'a też udaje Ci się trafić (ostatnio coraz częściej), jeśli rozmawiają ze sobą, to wychodzi im to całkiem dobrze, ale Ty czasami wrzucasz tych biednych bohaterów w sytuacje, które są całkowicie nieadekwatne. Np. ta sytuacja w Pokoju Wspólnym z orkiestrą. Totalnie nie do przyjęcia, a ta całkiem dobra rozmowa Snape'a i Granger sprawia, że jestem całkowicie rozdarta. To jest ten poziom abstrakcji, którego już nie ogarniam. Ja rozumiem, że Snape chciał sprawić Hermionie przyjemność, w końcu podkreślasz to dosyć często. Okej. Na coś takiego mógłby się szarpnąć Ron, gdyby wcześniej sporo przyoszczędził i byłby już z Granger w związku. Dlaczego? Bo Ron był na swój sposób romantyczny i bardzo klasyczny w tym swoim romantyzmie. Natomiast Snape zrobiłby to w zupełnie inny sposób. Długo by się z tym kisił, a gdyby już się zdecydował, podczas spotkania byłby bardzo lakoniczny, spięty, dzięki czemu by ukrywał, jak jest zdenerwowany. Nigdy by się nie szarpnął na tak romantyczny gest, bo nie pomyślałby, że ON miałby siedzieć z laską przy orkiestrze jak jakiś słaby głupiec. Nie każda sytuacja pasuje do każdej postaci, a jeśli już wrzucić tego bohatera na głęboką wodę (nie mówię, że wszystkie sytuacje mają być dla bohaterów super komfortowe, bo nie na tym polega życie), to niech zachowa się zgodnie ze swoim charakterem. Nieprzystępny Snape w takiej sytuacji czułby się bardzo nieswojo, a Ty robisz z niego na tę krótką scenę czarującego Lestata. To tak nie działa.
    Scena z Neville'em jest bardzo przyjemna, tylko mogłaś ją jeszcze troszkę pociągnąć. Brakuje mi tego Neville'a u Ciebie, bo bardzo fajnie go wykreowałaś, chętnie bym jeszcze o nim poczytała. No i znów Snape jawi się nam jako mistrz riposty. Bardzo fajnie opisałaś tę scenę, podoba mi się. Powiem więcej, gdyby nie ta dziwna (wydarta z kosmosu) scena z orkiestrą (mogłaś ją zastąpić po prostu zwykłym spacerem do jakiegoś czarownego miejsca, które Snape odkrył np. w Zakazanym Lesie, kiedy był jeszcze uczniem i nigdy o tym nikomu nie powiedział - nawet Lily), to do tej pory rozdział bardzo przyjemnie się czyta. Z opisami też radzisz sobie coraz lepiej. :)
    Noo, Ginny już nie jest taka harda. Dobrze, że to porwanie jakoś wpłynęło na jej charakter. Takie transformacje lubię - jakieś zdarzenie i wpływ na bohatera, a nie nabieranie kształtów przed wakacje i przyspieszony kurs makijażu.
    Ach, wyjaśniło się. Ginny nie została porwana z Hogwartu, ale z Hogsmeade, kiedy kupowała słodycze. Dwie sprawy: kto, do jasnej ciasnej, samotnie wymyka się ze szkoły, choć wie, że nie może tego zrobić? Ba, jeszcze gorzej (obawiam się, że posłużyłaś się pierwszym pomysłem), jeśli McGonagall (wiedząc, jaka jest sytuacja poza szkołą) puściła uczniów bez nadzoru do Hogsmeade, jak jeszcze za czasów, kiedy nie było wojny.
    Bicie Snape'a mogłaś sobie darować, jest nieadekwatne do sytuacji. Snape ratuje najlepszą funfelę Hermiony, a ta wymierza mu policzek? Właśnie w tej sytuacji powinna mu być wdzięczna. Nie mówię, że powinna mu się rzucić w ramiona, ale zająkać się, zmieszać, że tak fatalnie go oceniła, a on narażał swoje życie, żeby odbić Ginny, która tak naprawdę dla Zakonu i świata czarodziejów jest bezwartościowa. A te przeprosiny to panna Granger może sobie wsadzić w wiadome miejsce.
    Świat się wali, Hermiona pyta o Rona! Naprawdę powoli odzyskuje swój kanoniczny charakter, jestem w ciężkim szoku. Szkoda tylko, że nie naciskała na Snape'a, przecież to jej przyjaciel.

    OdpowiedzUsuń
  10. No co oni tak wszyscy o tym okresie? Jak jeszcze sucharek Lavender jest nawet w jej stylu, tak Snape wspominający o okresie to totalna abstrakcja. Bardzo zła abstrakcja.
    Podoba mi się, że Hermiona chce pomóc Ginny. Nareszcie pokazałaś, że ta ich siostrzana przyjaźń ma jakieś oparcie w fabule. No i nareszcie Hermiona ,,wykorzystuje" Snape'a w odpowiedni sposób. Jest doświadczony i ma różne stosunki z różnymi ludźmi, więc z pewnością może jej jakoś doradzić. To jest jedno z w miarę logicznych wyjaśnień, jakie widzę w początkach Sevmione, a nie jakieś wzdychania do perfum i kształtów przebijających się przez obcisłe szaty.
    Jestem naprawdę zachwycona tymi wspominkami. Mogłaś je trochę bardziej podkręcić i ubogacić jakimiś wstawkami narratora, jakimiś krótkimi opisami, bo trzy, może cztery wypowiedzi nieoddzielonych jakimikolwiek wstawkami narratora przejdzie, ale jak robi się z tego ponad dziesięć, to trochę przesada. Ale i tak jestem oczarowana, takie ,,zapychacze" przyjmuję z zadowoleniem. :)
    No patrz, Gryfoni też odzyskują rozum, nawet są w stanie ogarnąć, że skoro w Hogsmeade nie jest bezpiecznie, to może niebawem tak samo będzie w Hogwarcie. A tak na serio - cieszę się, że zaczęłaś trochę poważniej traktować wojnę, że coraz częściej o niej wspominasz. No i trochę więcej jest w tym rozdziale świata, postaci, a nie tylko to ciągłe kręcenie się dookoła Sevmione. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo rozdział zbliża się ku końcowi i jeszcze nic mnie nie rozwścieczyło, a jestem naprawdę poirytowana tą alegrią. :) Jestem tylko ciekawa, jak Hermiona dowie się o śmierci Rona. Przypuszczam, że pewnie nie do Snape'a, bo ten już miał wiele okazji, żeby powiedzieć prawdę. Może od Ginny? Chociaż ona od razu by jej to powiedziała. No nic, zobaczymy. Tak czy siak - fajnie, że tak to odwlekasz. Właśnie o takim budowaniu napięcia mówiłam.
    Ta wieczorna rozmowa Snape'a i Hermiony jest całkiem niezła. Bardzo realna, kiedy popatrzy się szerzej na to, co odwala się w ich świecie. Tylko te patrole śmierciożerców trochę kiepskie, bo gdyby częściej ich obserwowali, z pewnością kiedyś by zobaczyli, że Hermiona ukrywa się w szkole. A nie zakładam, że są idiotami.
    Za to wątek kończący rozdział jest bardzo tajemniczy, zachęca do czytania kolejnego rozdziału. Trzyma w napięciu. Niestety już dziś (przynajmniej w tej chwili) nie dowiem się, co przygotowałaś na kolejny odcinek, bo chyba zaraz odpadnie mi nos, ale postaram się przeczytać jak najszybciej. A sam rozdział czytało mi się wyjątkowo przyjemnie, naprawdę, oby tak dalej. :)

    OdpowiedzUsuń