Od niemal godziny Hermiona próbowała
skupić się na materiałach od McGonagall, jednak jej wzrok mimowolnie uciekał w
stronę szyby, po której nieustannie spływały krople wiosennego deszczu. Na
niebie wisiały masywne, szare chmury, za którymi co jakiś czas widać było
jaskrawe przebłyski. Widziała korony drzew, które uginały się pod naporem
silnego wiatru oraz liście, swobodnie wirujące przed okiennicą. Podskoczyła,
gdy usłyszała za sobą niespodziewanie czyjś głos.
– To tylko burza, panno Granger.
– To tylko burza, panno Granger.
Odwróciła się i zaskoczona stwierdziła,
że przed jej biurkiem wisi, jak gdyby nigdy nic, profesor Binns.
– Profesorze! Wystraszył mnie pan –
zaśmiała się Hermiona.
– Wybacz, moja droga. Nie miałem takiego
zamiaru.
Zajął fotel przed biurkiem i rozglądnął
się po pomieszczeniu.
– Niczego nie zmieniałam. – powiedziała,
widząc zaciekawione spojrzenie. – Liczyłam, że w końcu pan wróci.
– Widać myślisz racjonalniej niż ja. Sam
nie wiedziałem, że zatęsknię za tym miejscem.
– Czy mogę spytać... dlaczego w ogóle pan
odszedł? – spytała niepewnie Hermiona.
Profesor położył łokcie na oparciach i
uśmiechnął się półgębkiem.
– Wiem, jak niedorzecznie to zabrzmi,
ale... Kiedyś siedząc w tym miejscu, gdzie teraz ty, naszła mnie myśl, która
nie dawała mi spać przez wiele, wiele miesięcy. Zdaję sobie sprawę, jak
postrzegają mnie uczniowie, ale wbrew pozorom ja wiem, że nie należę już do
świata żywych.
– Jaka myśl? – spytała zaintrygowana
Hermiona.
– Myśl, że w całym swoim życiu nie
zrobiłem niczego, na co tak naprawdę miałem ochotę.
Dziewczyna uniosła brwi.
– Nie lubi pan uczyć?
– Wręcz przeciwnie. Ale poza nauczaniem,
nie spełniłem żadnego ze swoich marzeń. – zawiesił na chwilę głos, oddając się
bardzo uroczej melancholii. Dopiero po chwili przemówił, a jego głos nie był
taki sam, jak wtedy, gdy opowiadał o historii. – Zawsze marzyłem, żeby odkryć
największe tajemnice tego świata. Lub chociaż ich zasmakować. A jak wiadomo,
taką wyprawę najlepiej zacząć w Aleksandrii.
– Był pan w Egipcie?
– Owszem. Widziałem manuskrypty starsze
niż mogłabyś sobie wyobrazić. Pergaminy, które pamiętały samych faraonów.
Księgi, które zapomniał czas. Wszystko spowite taką niesamowitą aurą... To
trzeba przeżyć samemu.
Hermiona uśmiechnęła się, kompletnie
zaskoczona, że ten mężczyzna, który siedzi przed nią to ten sam profesor Binns,
który notorycznie usypiał swoich uczniów i przekręcał ich nazwiska.
– Więc co się stało?
– Jak tak latałem na grobami tych wszystkich
faraonów – odparł, pochmurniejąc – pośród niewyobrażalnie wysokich półek z
księgami, poczułem jakąś pustkę w środku. Zdałem sobie sprawę, że robienie tego
dla siebie nie jest takie fantastyczne, jak mi się wydawało.
– Stracił pan cel?
– Otóż to. – odparł Binns, celując w nią
palcem. – Księgi kiedyś się skończą, a i faraonów nie było znów tak wielu.
Zaczęła mnie przerastać ta wszechobecna cisza. Brakowało mi gwaru uczniów.
Brakowało mi kogoś, komu mógłbym opowiedzieć te wszystkie cudowne rzeczy, których
się dowiedziałem. – Uśmiechnął się do dziewczyny, szukając zrozumienia. – W
końcu nie bez kozery mówi się, że Hogwart jest jak drugi dom.
Dziewczyna przytaknęła, uświadamiając
sobie jak prawdziwe są słowa profesora.
– Profesorze... – zaczęła niepewnie. –
Profesor Snape wyjaśnił mi mniej więcej, jak będziemy dzielić obowiązki, ale
tak się zastanawiam... W końcu to pana gabinet.
– Wiem, o co chcesz spytać. – przerwał
jej. – Uzgodniliśmy z Minerwą, że skoro dała ci już ten pokój pod opiekę, to ja
nie zamierzam ci go odbierać.
– Więc gdzie się pan zatrzyma?
Binns uśmiechnął się szeroko.
– Myślę, że ten stary rycerzyna nie
będzie miał nic przeciwko, jeśli ulokuję się u niego w wieży Gryffindoru.
Zaśmiali się na te słowa, po czym duch
uniósł się nad ziemię, co w istocie było komicznie. Wisząc kilka centymetrów
nad ziemią, raz opadał raz się wznosił, zakładając ręce na brzuchu, jakby się
modlił. Hermiona zacisnęła wargi, żeby się nie uśmiechnąć.
– Wraca pan na zajęcia?
– Naturalnie. Nie zamierzam tracić czasu.
– dodał, puszczając do niej oczko. – Widzimy się jutro rano. Pomożesz mi?
– Oczywiście, profesorze.
Skinął jej głowę i poszybował w stronę
drzwi, przenikając przez nie z cichym dźwiękiem. Hermiona długo nie mogła
pozbyć się uśmiechu z twarzy. Wciąż zaskakiwała ją wizja profesora Binnsa,
który nie dość, że najwyraźniej przechodził drugą młodość, to o wyprawie do
Egiptu opowiadał z takim zaangażowaniem, jakiego nigdy u niego nie słyszała.
Zabrała się za dokumenty od McGonagall, nie chcąc tracić czasu. Tym razem
poszło jej o wiele łatwiej. Dopiero, gdy poczuła głód, zerknęła na zegarek.
Jęknęła, widząc, że do lunchu została prawie godzina. Wstała, chcąc
rozprostować kości, gdy poczuła jak od kręgosłupa przez podbrzusze promieniuje
przeraźliwy ból. Zgięła się i zamknęła oczy, czekając aż przejdzie. Jednak nic
takiego się nie stało. Wciąż zgięta doszła do drzwi i ruszyła pustym korytarzem
do skrzydła szpitalnego. Liczyła, że pani Pomfrey będzie miała cokolwiek na jej
bóle. Zawsze zazdrościła współlokatorkom, które opowiadały o bezbolesnych
kobiecych dniach, których Hermiona nie znała. Zawsze wtedy zwijała się z bólu i
przeważnie była strasznie rozdrażniona. Dotarła do szpitala i cicho pukając,
weszła do środka.
– Panna Granger? Co cię do mnie
sprowadza? – spytała pielęgniarka, a widząc jak Hermiona uciska brzuch,
posadziła ją na pierwszym wolnym łóżku.
– Może ma pani coś przeciwbólowego?
– Poczekaj na mnie, zaraz coś dla ciebie
znajdę – odparła, znikając na zapleczu. Hermiona zerknęła na przeciwległy rząd
łóżek, przypominając sobie ostatnią wizytę w ambulatorium. Do tej pory
pamiętała strach, jaki czuła nawet po opuszczeniu szpitala i zabiciu
bazyliszka. Nagle drzwi gwałtownie się otwarły, a do środka wpadł wystraszony,
chudy chłopiec w szatach Hufflepuffu. Rozglądnął się zdesperowany, gdy nagle
dało się słyszeć głos zza drzwi.
– Nie stój tak jak ten łoś, tylko wołaj
pielęgniarkę.
Hermionie serce szybciej zabiło, gdy
zobaczyła jak do skrzydła wchodzi Snape, podtrzymując drugiego Puchona, którego
szata poplamiona była szkarłatną krwią. Chłopiec był blady niczym
prześcieradło, na którym go położono.
– Severusie, czy ty musisz tak krzyczeć?
– spytała pielęgniarka, wychodząc właśnie zza rogu. Zobaczyła chłopca i od razu
do niego podeszła. – Co się stało?
– Kociołek wybuchł mu prosto w twarz. –
warknął Severus, po czym odwrócił się do drugiego chłopca. – Bo przecież po co
słuchać się nauczyciela, kiedy mówi, żeby uważać?
Pani Pomfrey szybko odciągnęła zaplamioną
szmatkę z twarzy chłopca i natychmiast zabrała się za oczyszczanie rany.
Severus dostrzegł Hermionę, siedzącą nieco dalej i uniósł brew zaskoczony. Pani
Pomfrey wyciągnęła z kitla flakonik i podała Hermionie.
– Masz. Zażyj przed posiłkiem. A teraz
przepraszam – dodała już głośniej, zerkając na Snape'a – ale musicie wyjść. Mam
pacjenta. No już! A ty, kochaneczku, chodź tu i sobie usiądź.
Wskazała drugiemu chłopcu sąsiednie
łóżko, a gdy Hermiona go mijała zauważyła, że ma poranione dłonie. Kiedy
znaleźli się za drzwiami, Severus odetchnął ciężko. Zerknął na fiolkę w
dłoniach dziewczyny i spojrzał na nią pytająco.
– Eliksir przeciwbólowy? – Skinęła głową
i ruszyła przed siebie. Snape prychnął nad jej bezczelnym zachowaniem. –
Rozmowna jesteś.
– A od kiedy to obchodzi cię życie
prywatne uczniów? Kogokolwiek? – spytała rozbawiona jego zachowaniem.
– Grzeczność wymaga, Granger – wycedził –
żeby odpowiedzieć na zadane pytanie.
– Wybacz, Severusie – odparła, tym samym
tonem – ale nie jesteśmy na tym etapie znajomości, żebym zwierzała ci się z
moich kobiecych problemów.
Wystawił dłoń w jej stronę, dając znać,
że faktycznie nie chce tego słuchać. Skwitował to jedynie słowem:
– Kobiety.
Hermiona zaśmiała się pod nosem i zeszła
po schodach. Gdy znaleźli się w holu, wskazała głową drzwi.
– Ja tam.
– A ja tam. – odparł, wskazując ciemny
korytarz do lochów. – Mam do ogarnięcia salę po wybuchu.
– W takim razie miłej pracy.
Skinął jej głową i odszedł, a Hermiona
obserwowała go, zanim nie zniknął w ciemnościach lochu. Ruszyła do Wielkiej
Sali, w której siedziało kilka małych grupek uczniów, mających wolne
przedpołudnie. Odprowadzona do stołu przez pogardliwe spojrzenia ślizgonów,
usiadła i czekała na swoich przyjaciół. Chwilę później dało się słyszeć odgłos
otwieranych drzwi, a następnie salę wypełnił gwar. Ginny w towarzystwie Deana i
Parvati weszli niemal na samym końcu.
– Niecierpię transmutacji – jęknęła
Parvati.
– Ja też. – zawtórował jej Dean. – Jak
niby mam przemienić ptaka w jaszczurkę, jak on nie daje w siebie trafić tylko
lata pod sufitem jak nienormalny?
Wszyscy zaśmiali się, wyraźnie zmęczeni
lekcją z ich opiekunką, gdy dołączył do nich Neville. We włosach nadal miał
kilka małych gałązek, zapewne po lekcjach z profesor Sprout.
– To jak... – zagaił tajemniczo Seamus. –
W weekend jest wyjście do Hogsmeade. Rozumiem, że wszyscy się wybierają?
Dean podniósł obie ręce do góry zanim
jego kolega zdążył dokończyć.
– A jak!
Hermiona zerknęła na Ginny, która
nakładała sobie zapiekane pomidory. Uśmiechnęła się do starszej przyjaciółki i
pokiwała głową.
– Właściwie... czemu nie.
Seamus wyszczerzył uradowany zęby i
odwrócił się w drugą stronę z tym samym pytaniem. Neville zerknął na Parvati
siedzącą obok niego i spytał:
– Parvati, idziesz z nami, co nie?
Dziewczyna z ustami pełnymi soku,
pokiwała energicznie głową, a gdy Neville odwrócił głowę, Hermiona zauważyła na
jej śniadej cerze rumieniec. Uszczypała Ginny w łokieć, wskazując na Patil i
obie zachichotały. Ta uciszyła je jednym spojrzeniem, ale zarumieniła się
jeszcze bardziej. "Nienawidzę was" dało się wyczytać z ruchu jej ust.
Nagle Hermiona coś sobie przypomniała.
– Ginny! A jak twój szlaban?
Rudowłosa nachyliła się w jej stronę i
powiedziała cicho:
– Nie odbył się.
– Jak to? – Hermiona była szczerze
zaskoczona.
– Snape jej odpuścił – dodał Dean, ale
Ginny odepchnęła lekko chłopaka, śmiejąc się, żeby nie podsłuchiwał.
– Jak to "odpuścił"? – spytała
ponownie Hermiona.
– Przyszłam do niego – zaczęła Ginny –
tak jak mi kazał. Stałam tam i wierz mi, myślałam, że umrę. Ale on otworzył i
jak mnie zobaczył to powiedział tylko: "Żeby mi to było ostatni raz,
Weasley. Koniec taryfy ulgowej. A teraz spadaj".
Starsza gryfonka rozdziawiła usta w
szoku.
– Powiedział, żebyś spadała?
– Dokładnie tak powiedział. – Ginny
nachyliła się w stronę Hermiony i wyszeptała jej do ucha: – Nie wiem, jaki miałaś
na to wpływ, ale dziękuję.
Granger już miała odpowiedzieć, że nie
wie, o czym mowa, kiedy rozległy się krzyki przy stole krukonów i rozmowa się
ucięła. Seamus i Dean byli niezwykle podekscytowani weekendowym wyjściem do
wioski i przez następne pół godziny nie rozmawiali o niczym innym. Parvati i
Lavender rozmawiały o wieczornych zajęciach z Trelawney, co chwilę szepcząc coś
do siebie i śmiejąc się pod nosami.
Tymczasem w Norze, w pokoju na pierwszym
piętrze, Jeanne siedziała tuż przy ramie łóżka. Kolejne minuty mijały, a ona
wciąż nieustannie wpatrywała się w nogi z nadzieją, że w końcu coś poczuje.
Długie dresowe spodnie zakrywały szpecące blizny na nogach, zadane przez klątwy
tnące, jednak tej jednej na policzku nawet magiczna maść pani Weasley nie była
w stanie ukryć. Jeanne spojrzała na swoje odbicie w szybie i natychmiast
odwróciła wzrok. Molly przyszła do niej po śniadaniu i rozczesała jej czarne
włosy, plotąc na nich luźnego warkocza. Mimo uprzejmości okazanej przez
gospodynię, dziewczyna nie mogła przestać myśleć o jednym – o ucieczce. Czuła
się potwornie z myślą, że ta uprzejmość nieodzownie łączy się z łaską, czego
nie potrafiła znieść.
Złapała jedną ręką drewnianą ramę, a
drugą oparła na materacu. Z całej siły podniosła się na rękach, próbując
utrzymać równowagę, jednak jej wysiłki poszły na marne i upadła z powrotem na
łóżko. Zacisnęła dłoń na drewnie, czując jak drzazgi wbijają się pod jej
paznokcie. Łzy bezsilności cisnęły jej się do oczu, ale wiedziała, że jedna
nauka ojca nie poszła w las – musi pozostać twarda. Nie bacząc na okoliczności.
Ponowiła próbę i po raz kolejny, zaciskając z całej siły zęby, podniosła się na
rękach. Drżały od ciężaru jej ciała, lecz tym razem nie upadła na łóżko. Obiema
rękami złapała sie poręczy i starała się utrzymać równowagę. Oddech jej
przyspieszył, gdy zobaczyła, że nogi są sprawne na tyle, aby ją utrzymać.
Jednak w jednej chwili, jej ręce odmówiły posłuszeństwa i dziewczyna runęła na
dywan. Zakaszlała, czując jego stęchły zapach. W tej chwili drzwi do pokoju
otworzyły się gwałtownie.
– Arturze, pomóż mi – powiedziała tylko
pani Weasley i razem z mężem posadzili dziewczynę z powrotem na łóżko.
– Udało się... – wymamrotała dziewczyna
cicho, a małżeństwo popatrzyło po sobie. Artur wycofał się do drzwi, gdzie
bliźniacy wtykali swoje rude głowy, zwabieni nagłych hukiem. Molly uklęknęła
przed dziewczyną i otrzepała z jej spodni kurz.
– Nie możesz się forsować. Słyszałaś
Severusa, nie możesz na razie sama próbować chodzić. Jeszcze przyjdzie na to
czas.
– Ale mi się udało. Stałam na nogach.
– Jeśli teraz je zanadto nadwyrężysz, to
rehabilitacja potrwa jeszcze dłużej. – odparła łagodnie pani Weasley. –
Odpoczywaj.
Serce jej pękało, gdy widziała jak płomyk
nadziei ulatuje z oczu dziewczyny, ale robiła to dla jej dobra. Wstała i
wygoniła chłopców do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Jeanne rzuciła się na
łóżko, nie mogąc dłużej powstrzymać płaczu. Przez ułamek sekundy myślała, że
może coś się zmieniło. Że może w końcu coś poczuje. Nagle drzwi do pokoju się
uchyliły.
– Wszystko gra?
Podniosła zapłakaną twarz i spojrzała na
rudego chłopaka. Otarła brutalnie twarz, która natychmiast zrobiła się
czerwona.
– Czego chcesz? – spytała sucho.
– Obiad będzie za chwi...
– Nie jestem głodna.
George miał już wycofać się za drzwi, ale
zamiast tego podszedł do dziewczyny i usiadł obok niej na łóżku. Nie
zareagowała. Cały czas wpatrywała się w podłogę.
– Ona się tylko o ciebie troszczy, wiesz?
Nie robi ci na złość.
Popatrzyła na niego, a w jego brązowych
oczach dostrzegła rozbrajającą szczerość.
– Wiem... – wyrwało się z jej ust.
– Nie umiem postawić się w twojej
sytuacji. – powiedział chłopak, po czym uśmiechnął się szeroko. – Ale skoro
Mistrz pesymizmu stwierdził, że będzie dobrze, to musisz w to uwierzyć.
Jeanne uśmiechnęła się słabo.
– Snape sam nie wierzy, że szybko stanę
na nogi.
Sama nie wiedziała, czemu z nim rozmawia.
Nie chciała ich łaski, ale czuła, że chłopak ma w sobie tyle pozytywnej
energii, że nawet jeśli jest mu jej żal, to w tej chwili nie to jest ważne. Sam
jego wyraz twarzy powodował u niej lepszy humor. Zresztą... Oni tak działali na
wszystkich. Mieli niesamowitą zdolność do rozsiewania dobrego humoru,
gdziekolwiek się pojawili.
– Snape nie wierzy w skuteczność szamponu
i widzisz co z tego wyszło.
Puścił do niej oczko i wyciągnął szczupłą
dłoń w jej stronę. Przyjęła ją i pozwoliła, aby wziął ją na ręce. Pachniał...
domem. W Norze roznosił się charakterystyczny zapach pieczonych ciasteczek
dyniowych. Poczuła, jak jego dłonie zacisnęły się mocniej – jedna w talii, druga
na udzie. Ten dotyk był peszący. Tak bardzo, że Jeanne z miejsca się spięła.
Znów na niego spojrzała i zobaczyła, że przypatruje jej się zaciekawiony. Jego
usta układały się w szeroki uśmiech, odsłaniając proste zęby. Miał wąski,
prosty nos, obsypany mnóstwem brązowych piegów. Nigdy będąc w szkole nie
przypatrywała mu się z tak bliska, bo i nigdy nie miała okazji. Należała do
Slytherinu, była trzy klasy niżej niż on. Zawsze wydawał jej się nad wyraz
dziecinny. Trzymała się swojego brata i Dracona Malfoy'a, którzy gardzili
zarówno Weasley'ami jak i ich przyjaciółmi.
– Jestem gdzieś brudny? – spytał
rozbawiony chłopak, widząc jak się w niego wpatruje. Uniosła brew i odwróciła
wzrok.
– Na nosie. Ale tego nie zmyjesz.
George zaśmiał się i z dziewczyną na rękach
wyszedł na korytarz. Zeszli do kuchni, gdzie pani Weasley właśnie szykowała
talerze. Posadził ją na krześle, a gdy się pochylał, ich oczy znów się
spotkały. Błękitne, niemal przezroczyste z brązowymi, jak jesienne liście.
~~~~*~~~~
Wiem, że jest to duuużo krótsze od tego, co zwykle publikuję, ale niestety będzie to zmiana permanentna. Zanim zaczniecie na mnie kląć, poczekajcie.
Dzięki temu rozdziały będą się pojawiały częściej, a nie tak jak teraz - prawie miesięczne przerwy. Teraz mogę obiecać, że jeśli znajdę chwilę czasu to wstawię rozdział już za tydzień.
Rozdział dedykuję zakrawio nej, przy okazji serdecznie zapraszając na jej bloga, który mam przyjemność po części betować. Dziękuję, kochana, za słowa otuchy <3
Betowała Natalia, za co biję w jej stronę pokłony.
Betowała Natalia, za co biję w jej stronę pokłony.
Liczę na Waszą aktywność w komentarzach, ponieważ naprawdę mam zastój twórczy, a w głowie zbyt wiele pomysłów i chcę wiedzieć, czy chociaż po części spełniają one Wasze oczekiwania :)
A teraz NOX!
Nox... Nox.... Cholera, myślisz że w ciemności można pisać komentarze? ;)
OdpowiedzUsuńMistrz pesymizmu nie wierzący w skuteczność szamponu hahaha, normalnie leżę!!! Dawno tak się nie śmiałam:D
Rozdział rzeczywiście krótki i stanowczo zbyt ubogi w... Seva :(
Mam nadzieję, że w najbliższym dowiemy się czegoś więcej o dolegliwościach Hermiony.
Jak widzę komputer ci już działa więc nic nie stoi na przeszkodzie żebyś jutro, no... najdalej pojutrze dodała nowy rozdział:)
Nie mogę się doczekac!
Pozdrawiam!
Ta no, zadzieram kiecę i lecę.
UsuńChociaż jutro wieczorem mam wolne, więc... *głęboko się zastanawia*
No naprawdę, z tymi dolegliwościami to pojechałaś. Insynuujesz ciążę - wyjeżdżam w odpowiedzi z okresem. Lamia, wybacz, ale Hermiona NIE JEST W CIĄŻY. Laska po prostu ma okres. I tyle.
A w następnym rozdziale (za tydzień :D) specjalnie dla Ciebie, będzie więcej Seva.
Pozdrawiam!
I bardzo dobrze, ze nie jest w ciąży! Mądra dziewczynka! Wybaczam. W sumie to by było zbyt przewidywalne hehehe.
UsuńRozdział za tydzień? Super! Ale zacznij juz jutro, skoro masz wolne.
No to czekam niecierpliwie na dużą dawkę Severusa. Zaskocz mnie (nas czytelniczki) i wymyśl coś ekstra. Dobranoc :)
Zacznę od tego, że dziękuje za dedykacje! ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle jest cudowny, ale powiedz mi jedno CO TO ZA SNAPE KTÓRY ODPUSZCZA SZLABAN?! On przechodzi jakąś demencje starczą, czy coś? To jest straszne ;-; to nie może być on.. Może ktoś się pod niego poszywa? Nie wiem, ale mam nadzieje, że to się zmieni! ^^
Czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam i życzę DUUUUUUŻO weny ;) !
Zmartwię Cię, to on :p
UsuńW końcu na każdego przychodzi pora.
Ale spokojnie, to "jednorazowy wyskok" :)
Miło mi, że się podobało :)
Pozdrawiam!
Super notka.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie (i nie tylko mnie) to, że Severus odwołał szlaban Ginny.
Widać nie taki Nietoperz straszny, jak go malują :)
Nawet nie wiesz, jak bardzo podoba mi się Twój Binns.
Niestety, jest postacią raczej pomijaną, zarówno w opowiadaniach, jak i w kanonie.
Szkoda, bo jest jedynym niematerialnym nauczycielem, co jest ciekawe i daje dużo możliwości.
Ale... czyżby między Jeanne a Georgem coś się działo?
Nie mogę się już doczekać następnych rozdziałów.
Cóż, kończę, bo mój namolny pies domaga się uwagi :D
Dużo Weny, czasu i chęci na pisanie
Pozdrawiam
bullek
Widzę, że w następnym rozdziale muszę podreperować zszarganą opinię o Severusie. No cóż. A chciałam, żeby miał trochę serca.
UsuńAle czego nie robi się dla czytelników ;)
Binns nie miał w pierwowzorze ff mieć większego udziału, ale pomyślałam dokładnie to samo co Ty. I chociaż nadal nie ma do odegrania wielkiej roki, to jednak będzie. Tak jak, na przykład Dean czy Parvati.
Tak, Jeanne i George złapali pierwszy kontakt wzrokowy.
Mam nadzieję, że pies nie daje za bardzo w kość *śmieję się histerycznie z własnego żartu* :D
Zapraszam już w przyszły weekend na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
I dziękuję. Twoje komentarze to jedna z tych rzeczy, dzięki którym nadal piszę.
Spokojnie z tą naprawą wizerunku Snape'a :D
UsuńJa tam nawet lubię go takiego... nikt nie może być dupkiem przez cały czas, prawda?
Podobno zwierzęta upodabniają się do właścicieli, więc moje nie mogą być zbyt normalne ;P
Pozostaje mi czekać na kolejną notkę.
I to ja dziękuję... wkładasz w to opowiadanie bardzo dużo pracy i własnego, wolnego czasu, a ja zostawiam po sobie tylko kilka linijek chaotycznej paplaniny.
Mimo wszystko nawet nie jestem w stanie opisać, jak miło jest przeczytać coś takiego.
Trzymaj się :)
Lily Luna Potter rozpoczyna czwarty rok nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jest bardzo odważna, nie pozwoli sobą manipulować i potrafi bronić swoich przyjaciół. Znalazła już osoby, na których jej zależy. Czuje się w szkole jak w drugim domu. Jednak to właśnie ten rok zmieni jej życie i obróci wszystko do góry nogami. Co czeka młodą Gryffonkę? Czy poradzi sobie z przeciwnościami losu?
OdpowiedzUsuńZapraszam : http://lilylunapotterhp.blogspot.com/
Ja Cię kręcę!! Niesamowity jest ten blog. Nie mogę się od niego oderwać. Czytam nałogowo :D Bardzo mi się podoba Twoja fabuła i czekam z niecierpliwością na następny rozdział ♥ Jesteś najlepsza :)
OdpowiedzUsuńJeju, dziękuję!
Usuń*rumieni się*
Zapraszam na rozdział już za tydzień!
Pozdrawiam :)
http://sludge-in-hogwart.blogspot.com/ super zapraszam do mnie dopiero zaczynam
OdpowiedzUsuńNiesamowite opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;) <3
in-hope-we-were-saved.blogspot.com
O, a co się z tym rozdziałem stało? Pouczyłam się trochę wcześniej, żeby mieć wolny wieczór i poczytać Twoje opowiadanie, a tu tak krótko.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na ten egzamin, przypuszczam, że Hermiona również. Bardzo jestem ciekawa, co tam wymyśliłaś, bo w końcu już przez siedemnaście rozdziałów nieustannie o tym wspominasz, więc musi to być coś bardzo istotnego i pewnie zaważy na ,,być albo nie być" Hermiony w Hogwarcie. Nadal jednak nie pasuje mi to, że Granger nie jest absolwentką. Rowling obeszła się z uroczystym zakończeniem siódmej klasy po macoszemu, bo wiemy, że Harry nie ukończył szkoły, a sama Jo nigdy o innych absolwentach nie wspominała, ale ja uważam, że dla każdego ucznia jest to bardzo ważne wydarzenie. Jak takie przeciętne polskie dziecko może podchodzić do tego trochę swobodniej, bo w życiu skończyło podstawówkę, gimnazjum, szkołę średnią, a potem studia, tak uczeń Hogwartu musiał być tym wydarzeniem bardzo podekscytowany. Nie mówię, że trzeba było od razu walić w szkole bal dla przyszłych absolwentów, ale jakieś rozdanie dyplomów, typowe podrzucenie tiary pod zaczarowany sufit... Szkoda, że Hermionę to ominęło.
Ale przejdźmy już do rzeczy.
Czekałam na rozmowę Hermiony z Binnsem. Wiedziałam, że w końcu to nastąpi, bo często podkreślasz jego rolę w Twoim opowiadaniu, ale nie przypuszczałam, że stanie się to tak szybko. Jestem trochę zaniepokojona tym faktem, bo nieobecność Binnsa oznaczała dla mnie przeciągającą się tajemnicę, a teraz, kiedy już postanowił porozmawiać z Granger, pewnie wszystko się wyjaśni. Mam już Twoją Hermionę za bardzo bliską tej kanonicznej, więc nie wyobrażam sobie, żeby dziewczyna puściła swojego byłego nauczyciela, zanim ten jej wszystko wyjaśni. I fakt, że jest duchem, z pewnością by jej nie powstrzymał przed zatrzymaniem go.
Nie wydaje mi się, żeby Binns lubił uczyć. A jeśli już, to nie sądzę, aby był w jakiś sposób związany z ziemskim światem, przynajmniej nigdy tego nie pokazywał, ale podoba mi się taka interpretacja tej postaci. Wiemy o niej na tyle mało, że spokojnie można dorobić jej drugie dno (jak to fatalnie brzmi!). Ale żeby Binnsa wsadzać do wieży Gryfonów? Bardzo im wszystkim współczuję takiego lokatora, choć z drugiej strony się zastanawiam, czy to jest możliwe, ponieważ Binns (mimo że jest duchem) nadal pozostaje nauczycielem. A nauczyciele nie powinni mieszkać z uczniami, to mi trochę nie pasuje, ponieważ nadal pozostaje kwestia autorytetu. Poza tym w Hogwarcie jest pełno nieużywanych klas, pomieszczeń, lochów, KOMNAT i KWATER, o których tak często wspominasz... Wciskanie Binnsa do wieży Gryfonów jest jak pozbycie się jakiegoś niepotrzebnego bibelotu, którego żal wywalać na śmietnik, ale nie chce się go dalej trzymać na półce.
Z tego, co kojarzę, duchy przenikały przez ściany/drzwi/sufity/przedmioty/ludzi bezdźwięcznie, ale jeśli już chciałaś, żeby ta sztuczka jakoś brzmiała, mogłaś napisać, do czego ten dźwięk był podobny.
OdpowiedzUsuńHermiona w skrzydle szpitalnym z powodu bólu menstruacyjnego, a tu nagle... Snape z Puchonem. Okej, wszystko pięknie, wszystko ładnie, ale przecież nauczyciel (zwłaszcza Snape) nie musi podtrzymywać kogokolwiek, bo wie, jak wyczarować magiczne nosze, które same płyną w powietrzu. Wystarczy pokierować różdżką. Wydaje mi się, że dość często zapominasz o tym, że Twoje postacie żyją w magicznym świecie, a większość całkiem dobrze zna się na czarowaniu, bo już kilka razy spotkałam się z tym przenoszeniem kogoś na rękach. Jak znoszenie Jeanne po schodach przez Artura może być zrozumiałe (w końcu to tylko schody, ba, to dość strome i niewygodne schody), tak tachanie jakiegoś dzieciaka przez Snape'a i innego Puchona przez całą szkołę - nie.
Pamiętaj, że nie każdy w szóstej i siódmej klasie chodzi na transmutację. Neville się na nią nie dostał, bo trzeba było mieć dobre oceny (o ile pamiętam - McGonagall oczekiwała piątki z SUM-ów), więc jeśli już ktoś bierze ten przedmiot do owutemów, nie może marudzić, że nie widzi sensu w tym, co robią na zajęciach. Nikt Ginny i Deanowi nie kazał się tego uczyć.
No pięknie. Jeszcze kilka... dni albo tygodni temu Ginny padła ofiarą porwania, a teraz wszyscy najspokojniej idą sobie do Hogsmeade? BA! Ostatnio wyszło na jaw, że śmierciożercy latają nad Hogwartem, nie mogą zobaczyć Granger, a ta zgadza się na wyjście z kolegami. oO" A miało być tak pięknie. A, właśnie. Ten błąd przypomniał mi o czymś bardzo istotnym: praktycznie w ogóle nie odnajduję u Ciebie odniesień do czasu. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło od porwania Ginny, od jej uratowania... Ile czasu Hermiona już ,,uczy". U Ciebie widzimy tylko, że minął ,,kolejny dzień", ale przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie liczył w rozdziale, ile razy kazałaś położyć się Hermionie do łóżka i wstać na śniadanie. Od czasu do czasu należy napisać, że nadszedł kwiecień, że jest Wielkanoc, że to już czwarty weekend, kiedy Hermiona nie chodzi na zajęcia jako uczennica, że do egzaminów szkolnych zostało tyle i tyle czasu... Nie mówię, że musisz nas zamęczać jakimiś szczegółowymi datami, sprawdzać w kalendarzu, że 4 maja 1998 roku niedziela (choć jeśli już wprowadzasz daty i łączysz je z konkretnymi dniami tygodnia, musisz takie rzeczy sprawdzać), ale wypadałoby od czasu do czasu poinformować Czytelnika, ile czasu minęło od początku historii czy jakiegoś ważnego wydarzenia.
Snape odpuścił Ginny (pewnie przez wzgląd na Hermionę albo przez to porwanie, nie wnikam), ale powiedział jej dosłownie ,,SPADAJ"? Jak pisałam pod którymś rozdziałem - przez jakiś czas spokojnie prowadzisz dialogi, czasem mniej, czasem bardziej adekwatnie do sytuacji i postaci, ale jak już od czasu do czasu coś walniesz, tak człowiek nie może się pozbierać z podłogi. Czy Rowling pisała o Snape'ie aż tak mało, żeby przeciętny Czytelnik (a już tym bardziej fan i autor Sevmione i samego Snape'a) musiał się domyślać, że Snape nigdy by tak do ucznia nie powiedział? To jest poniżej jego kompetencji, wykształcenia i intelektu. Gdyby zamienił się rozumami z Hagridem - spoko. Ale to chyba nie miało miejsca, chyba że o czymś nie wiem.
OdpowiedzUsuńTe wesołe popiskiwanie, przejmowanie się co najwyżej transmutacją, ekscytacja z powodu nadciągającej wycieczki do Hogsmeade... To mi nie pasuje do toczącej się poza murami zamku wojny. Czy żaden z uczniów nie ma w domu rodziny, przyjaciół? Nie martwi się o ich życie? Jeszcze jakiś czas temu Hermiona wypłakiwała sobie oczy za rodzicami, a do Nory nie można było tak sobie bez problemu wejść, a teraz nagle Ginny z radością idzie z kolegami do wioski, z której kilka tygodni temu ją porwano?
Jestem trochę zawiedziona, że Jeanne tak szybko odzyskała władzę w nogach. Jeszcze rozdział temu jej szanse na to były marne, a następnego dnia (albo cholera wie, kiedy, bo oczywiście nigdzie nie napisałaś, ile czasu minęło od czasu jej pojawienia się w Norze) już śmiga sobie po pokoju.
Czyli krótsze rozdziały będą już do końca. Albo przynajmniej przez dłuższy czas. Cóż, z jednej strony to dobrze, szybciej nadrobię wszystkie rozdziały, ale z drugiej - dla Ciebie to trochę średniawo, bo zauważyłam, że przy krótkich rozdziałach masz tendencję do zaśmiecania odcinka zapychaczami; chociaż minęło już trochę czasu od tych udziwnień, więc pozostaje mi tylko przejść do osiemnastki. :)