Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z gwieździstego
nieba, gdy Hermiona odwróciła się ponownie w stronę swojego towarzysza. Oparła
łokcie o zimną, metalową barierkę, ze wszystkich sił próbując nie patrzeć na
stojącego obok niej mężczyznę. Lustrował ją badawczo spojrzeniem zimnych, teraz
zaskoczonych oczu, cały czas nie pozostając w bezruchu. Trwali tak chwilę,
zawieszeni w ciszy wypełnianej przez deszcz, coraz mocniej uderzający w drzewa
pod nimi.
– Co chciałaś tym udowodnić?
– Absolutnie nic. – odparła, uśmiechając się lekko. – Poza
tym, że się myliłeś.
Severus prychnął, opierając się o poręcz obok niej.
– Udowodniłaś jedynie, że zatkanie komuś ust utrudnia mu
mówienie.
– Dlaczego twój nadzwyczaj racjonalny umysł nie może zrobić
sobie choć na chwilę przerwy i po prostu… – powiedziała, obracając głowę w jego
stronę. – Nie musisz ciągle być oschły i bezduszny. Nie przy mnie.
Nie odpowiedział. Popatrzył na nią jedynie, napotykając
czułe spojrzenie jej czekoladowych oczu.
– Być może zbyt długo nosiłeś taką maskę i teraz nie
potrafisz jej ściągnąć – dodała po chwili, zdecydowanie cichszym i
łagodniejszym tonem.
– Nie myśl, że cokolwiek o mnie wiesz – odparł, nie mogąc
znieść tonu jej głosu i zanim zdążyła go zatrzymać, przeszedł do drzwi.
Hermiona westchnęła, patrząc na jego zanikającą sylwetkę. Dopiero odwracając
twarz ponownie ku bezkresnemu niebu zrozumiała, że wyszła na hipokrytkę.
Nienawidziła, gdy ktoś myślał, że cokolwiek o niej wie. Nienawidziła, gdy ktoś
wrzucał ją do worka, bo myślał, że zna jej problem. A ona zrobiła to samo z
Severusem. W swojej chęci niesienia pomocy zapomniała, że on nie jest typem,
który jej chce. Bądź koło niego, a w
odpowiednim czasie sam zwróci się do ciebie o pomoc, przypomniała sobie
słowa Ginny. Tylko, że Hermiona zdawała sobie sprawę, że Severus nie jest
Harrym. I zanim zwróci się do niej o pomoc, mogą minąć lata świetlne, które ich
dzielą. Wróciła zmarznięta do swoich komnat i po szybkiej kąpieli, położyła się
spać.
Dwa dni zajęło jej złapanie Severusa w pułapkę. Do tej pory
unikał jej na korytarzach, znikał z sali, zanim zdążyła podejść do jego biurka,
ignorował jej ukradkowe spojrzenia na ucztach. Znał ją na tyle, że mógł
przypuszczać, że teraz za punkt honoru obrała sobie przeproszenie go za tamten
wieczór. Postanowiła więc zmienić strategię. I mimo, iż bawiła ją perspektywa
zachowywania się, jakby Snape nie istniał, to nie mogła kwestionować
skuteczności tej metody. Siedziała właśnie na parapecie na czwartym piętrze,
gdy usłyszała chrząknięcie.
– Witaj, Severusie.
– Czyżby Binns już zauważył braki w twojej wiedzy? – spytał,
unosząc brew.
– Ciebie również miło widzieć. – odparła, uśmiechając się
szeroko. – Profesor jest zadowolony z poziomu mojej wiedzy, dziękuję za troskę
– dodała, dumnie wysuwając brodę.
– Najwyraźniej, skoro pozwolił ci prowadzić swoje lekcje.
Ugryzła się w język, zanim zapytała skąd to wie. On wiedział
wszystko. Oczywiście.
– Drugoroczni dali ci w kość?
– Przypomnij sobie wasze lekcje w drugiej klasie i sama
sobie odpowiedz na to pytanie – prychnął, siadając obok niej na parapecie.
Uczniowie, co jakiś czas mijający ich na korytarzu, patrzyli zdziwieni, ale nie
odważyli się powiedzieć nawet „dzień dobry”.
– Pamiętam. Nigdy nie zapomnę, jak Seamus rozlał na podłogę
cały baniak z śluzem gumochłona.
Snape uniósł lekko kącik ust, przypominając sobie paskudny
zapach, który unosił się w pracowni przez dobry tydzień.
– Tak jest, jak ktoś mierzy za wysoko. Niektórzy po prostu
nie znają granic własnych możliwości i porywają się z motyką na słońce.
– Tak jest, jak ktoś próbuje sprostać wymaganiom nad wyraz
surowego profesora – odparła, śmiejąc się.
– Pokaż, co tam masz – warknął, wyciągając z jej dłoni
książkę.
Hermiona chciała zaprotestować, ale zamiast tego uważnie
przyglądała się jego reakcji, czerwieniąc się lekko.
– Trochę mugolskiej literatury…
– Romeo i Julia? – spytał sarkastycznie, pokazując jej okładkę.
Wyrwała mu książkę, szybko chowając ją do torby.
– Dostałam ją od mojej mamy. – odparła cicho
usprawiedliwiającym tonem. Zajęta szperaniem w torbie, nie zauważyła jak
mężczyzna ściągnął brwi. – Nie jestem specjalnie sentymentalna, ale ta książka
wiele dla mnie znaczy.
– Radzę jednak nie przywiązywać się do jej zawartości.
Chyba, że chcesz skończyć jak Julia.
– Tobie z pewnością nie grozi los Romea. – szepnęła, a
głośniej powiedziała: – Julia zrobiła głupią rzecz, ale zrobiła ją z miłości.
– I doprowadziła do śmierci dwóch osób.
– Nie powiedziałam, że Julia była mądrą osobą.
– Poza tym – wszedł jej w słowo Snape – jak można mówić o miłości, gdy ma się czternaście lat?
Hermiona popatrzyła na niego oburzona.
– Nigdy nie jest się za młodym na miłość. Ani za starym.
Zapadła cisza. Ciemne, zimne oczy przeszywały na wylot
okrągłe, brązowe tęczówki, a Hermiona poczuła jak kurczy się pod tym
spojrzeniem.
– Do takich uczuć, o ile ktoś naprawdę w nie wierzy, trzeba
dojrzeć, Granger. Inaczej sama widzisz, do czego to prowadzi.
– Ostatecznie śmierć Julii i Romea połączyła przecież
wielkich wrogów.
– A rodziców pozbawiła ich dzieci. Chociaż właściwie,
patrząc na to jakie to były dzieci,
to może nie jest to aż tak wielka strata.
– To tylko książka. – powiedziała w końcu. – Szekspir wymyślił
tą historię, nikt tak naprawdę nie zginął, a…
– Szekspir nie wymyślił sobie sposobu myślenia człowieka. –
przerwał jej Snape. – On tylko pokazał, jak brak rozumu może warunkować
zachowania ludzi.
– Pokazał ile jest w stanie zrobić człowiek, gdy mu na kimś
zależy. – Hermiona powiedziała to głośniej, niż zamierzała. Czasem naprawdę
denerwowało ją negatywne podejście mężczyzny do niemal każdej sprawy. –
Pokazał, że z miłości ludzie potrafią poświęcić własne życie. Że nie istnieją
kompromisy. Że gdy ktoś jest dla ciebie całym światem, gdy nie widzisz nic
innego poza tą osobą, zrobisz wszystko, aby z nią być. To nie jest historia o
głupocie. To jest historia o miłości. I masz rację, że trzeba dorosnąć, aby to
uczucie zrozumieć. Szkoda, że czasem nastolatkowie okazują się w tej sprawie
mądrzejsi niż dorośli ludzie.
To powiedziawszy wstała i zabierając swoją torbę, odeszła.
Fred nie zdążył odskoczyć i łajnobomba trafiła go w lewe
ramię. George zaśmiał się głośno, a dźwięk ten poniósł się na werandę, gdzie okryta
kocem siedziała Jeanne. Pani Weasley podarowała jej kubek gorącej herbaty,
mówiąc, że jeśli zrobi jej się zimno, zabierze ją do środka. Lecz ona nie
chciała wracać. Czuła na twarzy powiew świeżego, orzeźwiającego powietrza,
który drażnił ją w nozdrza i było jej z tym dobrze. Ciepłe naczynie ogrzewało
wnętrza jej dłoni, podczas gdy jej oczy śledziły ganiających po podwórku
bliźniaków. I choć wydawać by się mogło, że tak jest, w rzeczywistości jej oczy
widziały pustkę. Obrazy nie docierały do mózgu, który zajęty był szybowaniem
daleko od Nory.
Dawno porzuciła złudną nadzieję, że to wszystko jest złym
snem. Dawno porzuciła nadzieję, że to wszystko jest iluzją. To była jej
rzeczywistość. Twarde krzesło i powoli docierający do niej zapach zgniłych
jajek.
Może jest w tym
wszystkich choć jedna pozytywna rzecz? zastanawiała się. Może gdybym umiała spojrzeć na to z innej
strony, zobaczyłabym to światełko w tunelu?
Ale światło w tunelu oznacza nadjeżdżający pociąg i Jeanne
doskonale o tym wiedziała.
Nagle usłyszała odgłos przysuwanego krzesła. Nie odwróciła
jednak głowy. Ktokolwiek to był, nie chciała z nim rozmawiać. Nawet, a może
zwłaszcza, jeśli była to Molly.
– Zachowują się, jakby mieli po pięć lat. – zaczął pan
Weasley. – Chociaż nawet wtedy zachowywali się spokojniej. – Na chwilę nastała
cisza. Jeanne miała właśnie okazję zadać jedno pytanie, które nurtowało ją od
jakiegoś czasu, ale sama przed sobą nie umiała przyznać, że nie chciała poznać
odpowiedzi. Przerażała ją perspektywa spędzenia reszty życia na wózku. –
Dostaliśmy list od Severusa. Przybędzie tu jutro magomedyczka, która dokładnie
cię zbada.
Dziewczyna natychmiast zwróciła błękitne tęczówki na
mężczyznę.
– Kto to jest?
– Ta kobieta? – spytał Artur. – Nie wiem. Nie powiedział mi,
jak się nazywa.
– Więc skąd pan wie, że można jej ufać?
Gospodarz patrzył jeszcze chwilę na synów, którzy właśnie
tarzali się po ziemi, jednak zaraz spojrzał Jeanne prosto w oczy. Czaił się w
nich chłód. Chłód, który zupełnie nie pasował do ciepłej twarzy, sympatycznego
uśmiechu, czy uroczych, starczych zmarszczek.
– Myślałem, że chcesz umrzeć. Czemu więc boisz się o własne
życie?
Otwarła usta, nie wiedząc co odpowiedzieć.
– Ja…
Artur uśmiechnął się, odwracając wzrok.
– Wreszcie zaczynasz je cenić. – stwierdził. – Nie powiem,
że pałam do ciebie jakąś specjalną sympatią, ale moja żona… – uśmiechnął się. –
Moja żona jest bardzo wrażliwą osobą. I chociaż z początku denerwowało mnie, że
traktuje cię jak sojusznika, to zrozumiałem, że Molly ma rację. To nie ty
jesteś wrogiem, z którym przyszło nam walczyć.
Zamilkł, pozwalając dziewczynie przyjąć do wiadomości słowa,
które najwyraźniej i jemu łatwo przez gardło nie przeszły. Upił łyk herbaty i
popatrzył ponownie na dziewczynę.
– Nie zacznę cię traktować jak moja żona, ale chciałem
przeprosić, że z góry cię oceniłem. Czas pokaże, czy jesteś godna zaufania.
Wyciągnął w jej stronę dłoń, dużą i tak jak twarz, pokrytą
piegami. Jeanne otrząsnęła się z szoku i przyjęła przeprosiny, których nie
spodziewała się usłyszeć. Pan Weasley wstał, dopijając herbatę i wszedł do
domu.
Co się ze mną dzieje? pomyślała,
przestraszona. Jeszcze kilka tygodni temu
prędzej odgryzłabym sobie rękę, niż podała ją zdrajcy.
I tak było. Jeanne wychowana została w nienawiści do
wszystkich, którzy różnią się od śmierciożerców. W nienawiści, którzy nie są
jak ona. Przez całe życie uczona była pogardy dla szlam, mugolaków, charłaków,
a przede wszystkim mugoli, aż w końcu stało się to jej naturalnym odruchem. A
teraz… Podała rękę z d r a j c y krwi. Pozwalała przytulić się kobiecie, która
splamiła nazwisko swojej rodziny. I chociaż zaciekle nie chciała się do tego
przyznać, tonęła w oczach chłopaka, który pod każdym calem, był jej
przeciwieństwem.
Wszystko szło dokładnie na odwrót niż planowała.
– Obiad! – głos pani Weasley przywrócił ją do
rzeczywistości. Bliźniacy właśnie biegli do domu, ale zanim zniknęli za
drzwiami zatrzymali się jak na komendę.
– Kamień, papier, nożyce? – rzucił Fred, patrząc wymownie na
dziewczynę.
– Zapomnij. – warknęła. – Wolę doczołgać się do stołu, niż
dać ci się dotknąć.
– Panna z dobrego domu wybrzydza? – prychnął rozbawiony, ale
sam również nie zbliżyłby się do siebie, wiedząc jak bardzo cuchnie. Wbiegł do
domu, prawdopodobnie kierując się do łazienki.
– Sam jest sobie winien – George tylko wzruszył ramionami,
po czym podszedł do dziewczyny i energicznie wziął ją na ręce.
– Puszczaj. – syknęła, mierząc go groźnie spojrzeniem.
George wyszczerzył zęby, po czym niespodziewanie puścił ją na ułamek sekundy. Gdyby
nie obejmowała go za szyję, teraz leżałaby plackiem na chłodnych deskach. –
Zwariowałeś?!
– Tak ładnie prosiłaś, że nie mogłem odmówić.
Puścił do niej oczko, po czym skierował się do domu.
Posadził ją obok swojego ojca, a sam pobiegł na górę. Co za bezczelny…
– Proszę. – Jej
myśli przerwała Molly, stawiając przed dziewczyną kubek parującego kakao. –
Pewnie zmarzłaś.
Skinęła jej głową w podzięce, szybko obejmując naczynie.
Poczuła kłujące, ciepłe prądy i dopiero wtedy dotarło do niej, ile czasu
spędzili siedząc na podwórzu. Czas w tym
miejscu ucieka szybciej niż szlama przed Cruciatusem, pomyślała.
Po obiedzie składającym się z pysznych, ręcznie klejonych
pierogów, Jeanne została porwana przez bliźniaków.
– Z racji, że rodzice niezbyt pochwalają nasze nowe
produkty… – powiedział tajemniczo Fred.
– … potrzebujemy do nich testera – skończył za niego brat.
Dziewczyna uniosła brew, dając im do zrozumienia, że nie śmieszą ją tego typu
żarty.
– Przewidzieliśmy i taką ewentualność. – stwierdził Fred,
gdy wchodzili po schodach. Jego brat niósł ją „na barana”, mocno obejmując jej
uda, aby nie spadła. Musiała z całej siły kontrolować emocje, aby nie przywalić
mu w potylicę, gdy odwracał się w jej stronę i bezczelnie uśmiechał. –
Ostatecznie… Nie uciekniesz z płaczem.
– Jesteś idealnym potencjalnym klientem – dodał coraz
bardziej rozbawiony George. Dziewczyna niezwykle go intrygowała. Chciał
wiedzieć, jakie ma granice swojej cierpliwości. Uwielbiał przekomarzać się z
ludźmi, a ona tylko podjudzała w nim tę chęć.
– Wy za to jesteście beznadziejnymi sprzedawcami – mruknęła,
opierając zrezygnowana brodę na ramieniu chłopaka. George przechylił głowę,
śmiejąc się w najlepsze. Przestał jednak, widząc jej skamieniałą twarz – ich
nosy znajdowały się cal od siebie. Bladą twarz Jeanne pokrył rumieniec i
natychmiast odsunęła się do tyłu.
Szlag by to… przeklęła
w myślach. Zachowuję się jak głupia
dwunastolatka. Dlaczego nie potrafię nawet spojrzeć mu w oczy?
Zanim zdążyła sobie na to odpowiedzieć, weszli do sypialni
chłopców. Była mała i skromna. Znajdowały się w niej dwa pojedyncze łóżka,
ustawione przy przeciwległych ścianach oraz stół, zawalony przeróżnymi
rupieciami; niektórych Jeanne nie umiała nawet nazwać. W rogu stała niewielka
komoda podzielona na pół. Naprzeciw drzwi znajdowało się okno, w którym wisiały
takie same zasłony jak u niej – z tą różnicą, że te były w dużo gorszym stanie.
Dywan rozłożony pomiędzy niezaścielonymi łóżkami, zdobiły kolorowe wzory,
współgrając z ciemnopomarańczową farbą na ścianach.
– Witaj w naszej pracowni. – powiedział Fred, teatralnie się
kłaniając. George posadził dziewczynę na, jak się domyśliła, swoim łóżku. Sam
zajął parapet, oddając bratu pałeczkę. – A więc! Pierwsza rzecz, może nie tak
zachwycająca jak nasze poprzednie wynalazki, ale liczy się użyteczność.
Podniósł przedmiot wyglądający jak szczotka do klozetu.
Jeanne uniosła brew.
– Samoczyszcząca szczotka do wc?
– Jakbyś zgadła! Georgie, wygadałeś się swojej
przyjaciółeczce, co tworzymy?
Chłopak widocznie się speszył, ale roześmiał się i odparł:
– Miałbym zdradzić nasze tajemnice, bracie? – przyłożył
pięść do lewej piersi i dodał: – Nigdy.
Fred wybitnie udając wzruszenie wykonał ten sam gest, po
czym posłał buziaka w stronę brata. Jeanne patrzyła na to z mieszaniną uczuć.
Chciała uciec jak najdalej od ich kretyńskich żartów, a z drugiej strony…
Pierwszy raz od dawna miała ochotę się uśmiechnąć. Pamiętaj, kim jesteś, pomyślała i pozostała obojętna. Zaraz jednak
przez jej myśl przebiegło kolejne zdanie. Kim
byłaś. Zadudniło w jej głowie, niczym moneta wpadająca do wyschniętej
studni. Rezonowało w jej czaszce, cisnąć do oczu niechciane łzy. Nagle Fred
kontynuował, więc Jeanne skupiła na nim swoją uwagę.
– Ale nie byłoby zabawy, gdyby to była ZWYKŁA samoczyszcząca
szczotka do wc. Można zaczarować ją tak, że reaguje wyłącznie na jedną osobę i
gdy ta jej dotknie, szczotka zmienia się w galaretę. Po czym wybucha. Dość
nieprzyjemnie mocno.
Fred był widocznie dumny ze swojego dzieła, czego dziewczyna
nie potrafiła zrozumieć.
– Ale mamy też wiele przydatnych rzeczy, nie tylko te do
płatania psikusów – dodał George, widząc jej pogardliwą minę. Wstał żywo z
parapetu, po czym złapał pióro ze stalowym gwintem i podał je Jeanne. – Samosprawdzające
pióro.
– Dla leniwych analfabetów. Łatwiej wydać galeony niż
przyłożyć się do nauki – odparła, oddając mu przedmiot. Fred uśmiechnął się
niemal równo z bratem. Doprawdy.
Anatomia bliźniaków i ich synchronizacja, w niektórych momentach przerażały
dziewczynę.
– Więc może… – Fred zamyślił się, po czym sięgnął pod stos
materiałów i wyciągnął dwie wąskie, długie, czarne rękawiczki. Podał je bratu,
który z szatańskim uśmieszkiem na ustach klęknął przed dziewczyną i ujął jej
dłoń.
– To – powiedział, celowo muskając wierzch jej dłoni – są rękawiczki ochronne.
Naciągnął zwinnie materiał, który ku zaskoczeniu Jeanne był
miękki i cienki. Bliźniak ustawił się pod drzwiami i wyciągnął różdżkę.
– Powiedz, że to testowaliście… – szepnęła, a jej serce
szybciej zaczęło bić.
– Oczywiście. – odparli chórem, po czym George dodał: – Trochę
zaufania.
Ścisnął mocniej różdżkę, celując w jej klatkę piersiową.
Fred niepewnie obserwował to brata, to dziewczynę, która chyba nie uwierzyła w
ich zapewnienia. Trwali w nieznośnym napięciu dobre kilka chwil; każde czekało
na ruch tego drugiego. Nagle George zamachnął różdżką, a kiedy tylko Jeanne
zobaczyła jak z jej końca wydobywa się promień, wystawiła ręce przed siebie.
– Nie! – wyrwało się z jej ust, gdy chowała głowę za dłońmi.
Jednak sekundę później, nic się nie stało. Ani dwie, ani dziesięć. Uchyliła
powiekę i nagle czas jakby się zatrzymał. Wokół łóżka, w
powietrzu, zawieszone były złote drobinki pyłu, który szklił się w świetle
słońca, wydając z siebie przy tym cichy syk.
– Woooooooow – mruknęli bliźniacy. Jeanne popatrzyła na nich szeroko otwartymi oczami, w których malowało się zdezorientowanie. George widząc, jak dziewczyna
spogląda przestraszona to na swoje ręce, to na wbitą w sufit różdżkę, podszedł
do niej powoli i uklęknął.
– Mówiłem, żebyś mi zaufała?
Gdy podniosła na niego swój wzrok, po raz pierwszy dało się
w nich zobaczyć coś poza chłodem, lodem i pogardą. Po raz pierwszy George miał
okazję obserwować, jak w oczach dziewczyny rośnie prawdziwy, szczery i niewymuszony podziw.
~~~~~~*~~~~~~
Znowu ja.
Szczerze? Nie sądziłam, że się wyrobię.
Rozdział dokończony dzisiaj i jeszcze nie zdążył przejść przez betę. Za co przepraszam.
Nie obiecuję, jak pojawi się rozdział w przyszłym tygodniu.
Owszem, mam wolne 4 dni, ale...
A co mi tam, pochwalę Wam się.
Wychodzę za mąż! Więc jak się domyślacie, wszelkie wolne pochłaniają przygotowania.
W każdym razie...
Mam nadzieję, że się podobało.
Widzimy się za tydzień!
I liczę na dużo komentarzy. Motywują mnie, no co poradzę?
<3
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńOhhh! No to życzę Ci powodzenia na nowej drodze życia kochana! :3
Pozdrowionka ;*
Rozdział super.Moje gratulacje :)
OdpowiedzUsuń~M.
Rozdział super ! I oczywiście wszystkiego najlepszego na Nowej drodze życia ! :*
OdpowiedzUsuńGosia
"Nigdy nie jest się za młodym na miłość. Ani za starym" - prawda.
OdpowiedzUsuń"Do takich uczuć, o ile ktoś naprawdę w nie wierzy, trzeba dojrzeć, Granger" - to również prawda.
Z racji swojego wieku oraz bezganiczego uwielbienia dla Severusa, to jednak stanę po jego stronie :)
Jak widać drugi wątek eromantyczny zaczyna się powoli rozwijać:)
Na koniec życzę ci dużo szczęścia oraz dojrzałej miłości:D i mam nadzieję, że życie małżeńskie nie pochłonie cię tak, że zapomnisz o nas!
Pozdrawiam serdecznie i "do zobaczenia" za tydzień:)
Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :D :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :) czekam na kolejny bo bardzo bym się chciała dowiedzieć czegoś więcej o znajomej Snapa :)
Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! ♥
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle wspaniała.
Hermiona powiedziała Severusowi do słuchu i mam wrażenie, że mówiła o dojrzewaniu do miłości z własnego doświadczenia.
George i Jeanne są razem strasznie uroczy. Widać, że dziewczyna powoli otwiera się na ludzi i... normalnieje?
Wszystkiego dobrego
Pozdrawiam gorąco
bullek
Świetny rozdział. Rozmowa Severusa i Hermiony taka poważna, życiowa i przy okazji rozwija się ich wątek. Uwielbiam bliźniaków i te ich wygłupy dzięki nim Jeanne zaczeła normalnieć
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na nowej drodzę życia
Pozdrawiam
S.A
Może w końcu Severus przemyśli co nieco...
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !
Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! ♥
Pozdrawiam
Nikola
<3
OdpowiedzUsuńLamusiaro Moja !
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak dawno mnie tu nie było ale przeczytanie tych kilku rozdziałów było OGROMNĄ PRZYJEMNOŚCIĄ!
Jesteś najlepsza, sama Rowling nie powstydziłaby się takiego pióra !
Rozmowa Seva i Mio odnośnie Romea i Julii, właściwie monolog MISTRZOSTWO :D Jak już kiedyś mówiłam Twoja Hermiona jest jedną z moich ulubionych !
Buziaki Forever !:*<3
Prędziutko czytam, komentuję i idę spać, bo jak zwykle siedzę po nocach, a jutro trzeba rano wstać.
OdpowiedzUsuńNo, życie.
Ach, romantyczne, prawie filmowe zamiary Hermiony, a potem Snape sprowadza ją gwałtownie na ziemię. Zatkanie ust zaiste sprawi, że ich właściciel nie powie ani słowa.
Zastanawiam się, gdzie Hermiona ma oczy. Ona cały czas ma Snape'a za takiego biednego, jedynie zgorzkniałego Severusa, który miał po prostu kiepskie dzieciństwo i dostał kosza od pierwszej dziewczyny, do której coś poczuł. No cóż, są ludzie, którzy mają gorzej. Ale ona nie widzi (albo nie chce widzieć), że cały czas ma przed sobą byłego śmierciożercę. Zabójcę. Okrutnika. Gwałciciela. O tak, gwałciciela i rabusia, którego protoplastą był przeciętny SS-man. Zabiera go na oglądanie spadających gwiazd, zachęca do pomyślenia życzenia, całuje go i cały czas się z nim droczy, dając się wciągnąć w ten trudny flirt, oczarowuje się jego prezentem z Pokoju Życzeń (o którym notabene zapomniałaś tak szybko, jak go nam przytoczyłaś, jakby nigdy nie miał miejsca albo pojawił się w miniaturce, która nie ma nic wspólnego z tym opowiadaniem). I wydaje mi się, że Snape też o tym zapomniał. Gdybyś pisała z perspektywy Hermiony i nie zagłębiała się w przemyślenia Snape'a (co byłoby trochę ciekawsze, ponieważ wtedy Czytelnik z niecierpliwością czekałby na scenę ze Snape'em, bo nie wiedziałby, co tam się u niego dzieje, jego zniknięcia byłyby bardziej tajemnicze, choć wymagałoby to od Ciebie więcej zaangażowania w opowiadanie i trzymanie go w ryzach), nie musiałabyś się martwić o takie DETALE, przecież prawie ćwierć wieku w masce śmierciożercy (nawet takiego udawanego) to nic, wcale nie wpływa na charakter i myśli. Kto by się przejmował. :)
I to by było na tyle z romantyczności Snape'a. Co można wiedzieć o miłości, kiedy ma się czternaście lat?
Zgadzam się z nim co do słowa. :)
Łajnobomby! Genialnie! Cieszę się, że ktoś jeszcze o nich pamięta. Kiedy byłam młodsza, Fred i George kojarzyli mi się przede wszystkim z łajnobombami, a potem jakoś tak się to rozpłynęło, tak więc cieszę się, że dzięki temu niepozornemu fragmencikowi wróciła dawna przyjemność z prostego odbierania postaci z HP. :D Teraz interpretuję (jak większość starszych fanów ,,Pottera") te wszystkie postacie w bardziej życiowy sposób, w Snape'ie widzę SS-mana, w Voldku Hitlera, a każdy bohater ma jakąś drugą osobowość, jest dużo bardziej realny, co bardzo niszczy te pierwsze, dziecięce interpretacje.
Te wszystkie sceny z Jeanne w Norze są bardzo sielankowe. Brakuje mi cieplejszych opisów, jakiegoś wspomnienia o krajobrazie, ale te przemyślenia też są dobre. Za każdym razem, kiedy wstawiasz fragment z Nory, czytam go z dużą przyjemnością.
No cóż, niewiele tu do komentowania. Bardzo niewiele się działo, choć rozdział z całą pewnością nie był zapychaczem, ale raczej takim miłym, spokojnym przerywnikiem. Niemniej jednak widać, że trochę Ci się spieszyło, bo opisy masz nieco chaotyczne. Nie szkodzi, przelecisz jeszcze raz ten odcinek, podrasujesz go i będzie bardzo dobry. :)
No i gratuluję rychłego zamążpójścia. :)