poniedziałek, 21 września 2015

ROZDZIAŁ 20.

Ciemność. 
Tylko tyle zdążyła zarejestrować jeszcze śpiącymi oczami. Mimo odsłoniętych zasłon, do pokoju nie wpadało żadne światło. Nawet księżyc zniknął z tafli niemal czarnego nieba. Mgła otaczająca zamek była tak gęsta, że sprawiała wrażenie, jakby Hogwart znajdował się na szczycie niesamowicie wysokiej góry, otoczonej zewsząd przez chmury.
Hermiona usiadła na łóżku i przetarła oczy.
– Sobota… S… S jak… – zamknęła oczy, próbując skoncentrować się na jakimś nazwisku, które nie brzmiałoby „Slytherin”. Trzeba sobie stawiać wyzwania. – Sawbridge.
Wstała z łóżka i wkładając ciepłe kapcie, pomaszerowała do łazienki.
– Almerick Sawbridge, rok 1602. – odkręciła kurki i dalej mrucząc pod nosem, zrzuciła z siebie szlafrok. – Zmarł… 1689. Nie, 1699. Wye River. Troll górski. T, Thurkell. R, Ravenclaw. O, Ollerton.
Weszła do wanny, łapiąc za mydło.
– L, Lufkin. L… – zawahała się, przez chwilę obserwując swoje odbicie w tafli wody. – L, LaFolle. G, Gryffindor. R, Ridgebit. S…
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy pierwszym nazwiskiem, jakie przyszło jej na myśl, było „Snape”.  Złapała się za zarumienioną twarz i nabierając powietrza, zniknęła pod wodą. Zamknęła oczy, czując drażniącą pianę i wtedy znów przypomniała sobie wszystko, co próbowała wypchnąć z pamięci. Zakrztusiła się wodą i dość długą chwilę zajęło jej dojście do siebie.
– Slytherin! – warknęła pod nosem. Wstała i pozwoliła pianie ścieknąć z powrotem do wody. Wyszła z wanny, otulając się miękkim ręcznikiem i popatrzyła na swoje odbicie. Pokręciła głową, wściekle ścierając krople z ramion, na moment zatrzymując się w okolicy obojczyka. Miała tam niewielką, białą bliznę, która za każdym razem przypominała jej o traumatycznych wydarzeniach. Nabawiła się jej pierwszego roku, gdy omal nie została zabita przez górskiego trolla w dziewczęcej łazience. Dla jedenastoletniej, poukładanej i nie rzucającej się w oczy dziewczynki, przygoda w Noc Duchów była i nadal jest, jedną z najbardziej przerażających. Kiedy jeszcze tego samego roku stała przed czarnymi płomieniami w podziemiach Hogwartu i patrzyła na te przeklęte fiolki, jedyne o czym myślała to rozwiązanie. Adrenalina uderzyła jej do głowy i była dumna z siebie, gdy Harry przeskoczył na drugą stronę. Nie myślała o Voldemorcie. Wtedy być może nie zdawała sobie sprawy jak bardzo poważnym wrogiem się stał. Albo po prostu ślepo wierzyła w swojego przyjaciela.

Hermiona narzuciła na siebie szlafrok i podeszła do niewielkiego okna tuż nad komodą. Gdzie są? Czy żyją? Pytania bez odpowiedzi kłębiły się w jej głowie niczym mgła za oknem. Nigdy nie miała rodzeństwa, a Harry i Ron byli dla niej właśnie taką namiastką braci. Kochała ich i nie wyobrażała sobie, że miałaby ich nigdy więcej nie zobaczyć. Mimo, iż to ona ich opuściła…
Starła łzy, napływające do jej oczu i podeszła do szafy. Wybrała zwykłą, wygodną bieliznę, a na to zarzuciła czarne spodnie i kremową koszulę. Jej nauczycielska szata wisiała na wieszaku na drzwiach szafy, świeżo wyprana i wyprasowana. Ubrała ją i mimo wczesnej pory, ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Zamierzała zrobić rundkę po zamku zanim tam dotrze. Nie zasnęłaby już, a w gabinecie czuła się zbyt samotna.

Tego dnia w szkole panowała dokładnie taka sama atmosfera, jak na zewnątrz. Nawet Argus Filch chodził korytarzami w gorszym niż zazwyczaj humorze. Szurał ciężkimi buciorami po kamiennej posadzce, a między jego nogami spacerowała buro-szara kotka. Uczniowie nie mieli żadnej, nawet najmniejszej ochoty na wybryki, więc woźny snuł się niepocieszony po zamku, smęcąc pod nosem. Wpatrzony w podłogę nie zauważył dwóch gryfonek, które szybkim krokiem zbliżały się w jego kierunku. Dopiero, gdy torba jednej z nich zahaczyła o jego szatę, podniósł wzrok. Jednak ruda uczennica nawet się nie odwróciła.
– Bezczelne gówniary – skomentował, gdy zniknęły z zasięgu jego wzroku.
– Kogo, jak kogo, ale ciebie Argusie nie podejrzewałabym o oglądanie się za uczennicami – usłyszał w odpowiedzi rozbawiony, kobiecy głos. Zesztywniał na ten dźwięk i natychmiast odwrócił się w stronę jego źródła, nerwowo poprawiając szaty.
– Madame Lawlington! – zaskrzeczał dziwacznie, na co kobieta z portretu uśmiechnęła się łagodnie. Była dojrzałą, bardzo piękną kobietą, której blond włosy spływały kaskadami po gładkiej, satynowej sukni. Siedziała przy swoim stoliku, z zaciekawieniem i nieukrywanym rozbawieniem obserwując speszonego woźnego. – Ja? Za nimi? Wypraszam sobie. Dzieciaki w tych czasach nie mają za grosz manier, a…
– Czyżbyś sam nigdy nie był nastolatkiem, Argusie?  – zaśmiała się Venita Lawlington, a Filch spochmurniał.
– Nas nauczono szacunku, zwłaszcza dla starszych. Odpowiednie metody zawsze były skuteczne, a gdyby McGonagall nie była taką pobłażliwą, starą…
– Szacunek działa w dwie strony. – odparła ostrzej arystokratka. Jej uśmiech przygasł, a w oczach pojawiła się iskierka nagany. Zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko i wstała. – Do widzenia, Argusie.
Dopiero gdy zniknęła za ramą, stary charłak się ocknął. Rozejrzał się gwałtownie po korytarzu i upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, poprawił szaty i ruszył dalej. Pani Norris prychnęła, ocierając się o jego stopę w poszukiwaniu uwagi.
– Oj nie zachowuj się tak – warknął Filch i zniknął za rogiem, a kotka przystanęła i zaciekawiona przechyliła łebek.

Hermiona dogoniła Ginny dopiero w połowie korytarza. Uciekła z biblioteki niczym burza, potrącając kilku drugorocznych i Filcha na dodatek.
– Hermiona, nie dam rady. – jęknęła, gdy w końcu zatrzymała się przy parapecie. – Na samą myśl o tym ile zostało nam czasu, robi mi się słabo. Nie mam szans!
– Nie opowiadaj bzdur! – powiedziała Hermiona, łapiąc ją za ramiona i zmuszając, by przyjaciółka na nią spojrzała. – Jesteś bystra, sprytna i na pewno dasz sobie radę. Nie myśl o tym ile czasu ci zostało, tylko skup się.
– Nie wiem właściwie po ja się zdecydowałam na te eliksiry… – wyszeptała. – Ja nawet ich nie lubię.
– Więc… – Hermiona była zaskoczona. Właściwie nigdy nie spytała czemu Ginny kontynuowała eliksiry po SUMach. – Dlaczego? Raczej nie chodziło o dobrego nauczyciela… – Rudowłosa gryfonka obdarzyła ją błagalnym spojrzeniem. – Więc dlaczego?
Weasleyówna przeczesała włosy i usiadła na parapecie, podkulając kolana pod brodę.
– Ale obiecasz, że nie będziesz się śmiać? – spytała, a gdy Hermiona pokiwała głową, Ginny wymamrotała na jednym oddechu: – ChciałambyćbliżejHarry’ego.
– Co proszę?
– Chciałam się do niego zbliżyć. Trafiliśmy do Klubu Ślimaka i wtedy jakoś tak… Po tym przyjęciu. Coś mnie naszło. – Ginny plątała się z każdym kolejno wypowiedzianym słowem. – Myślałam, że skoro zamierza zdawać eliksiry, to może będziemy mogli się razem uczyć, ale potem wyszła cała ta sprawa…
Przerwała, widząc pobłażliwą minę swojej rozmówczyni. Schowała twarz w dłoniach, rumieniąc się jak piwonia.
– Przecież się nie śmieję! Uważam, że to wspaniale, że chciałaś mieć z nim wspólne zainteresowania poza Quidditchem.
Ginny uśmiechnęła się pod nosem, po czym wyprostowała się nagle i spojrzała na Hermionę.
– A propos wspólnych zainteresowań… – poruszyła wymownie brwiami. – Snape pokazał w końcu ludzkie oblicze?
– To zbyt mocno powiedziane. – odparła cicho Hermiona. – Ale uznajmy, że nad tym pracuję.
– Wiesz, że i tak się dowiem, co przez to rozumiesz?
Granger jęknęła zrezygnowana, doskonale o tym wiedząc. Opowiedziała na ucho przyjaciółce streszczoną wersję wydarzeń, a ta podskakiwała za każdym razem, gdy słyszała jakąś nowinkę. Pod tym względem Giny potrafiła zadziwić. Niezależnie od sytuacji, potrafiła w końcu się uśmiechnąć i myśleć pozytywnie. Prawdopodobnie dlatego tak szybko pozbierała się po porwaniu. Przynajmniej tak wmawiała sobie Hermiona.
– I to wszystko. Nie ma o czym mówić. – powiedziała, wstając.
– Co? Jak to koniec? Nie! Siadaj. – Ginny pociągnęła ją za rękaw, sprowadzając do siadu.
– Ginny, zaraz mamy zbiórkę.
– Racja… – Weasley zmarszczyła brwi. – To w takim razie opowiesz mi wszystko w drodze do Hogsmeade.
Hermiona jęknęła przeciągle, widząc szczerzącą się przyjaciółkę. 
– Zgoda – powiedziała w końcu, wiedząc, że prędzej czy później i tak będzie musiała się wyspowiadać tej rudej wiedźmie.

Snape zmarszczył brwi i przetarł oczy. Odchylił się na swoim fotelu odkładając pióro do kałamarza i rozprostował kark. Wiedział, że dzisiaj czeka go ciężki dzień, a mimo tego wczoraj nie potrafił się wcześnie położyć. Stos esejów leżał na jego biurku, a dopiero połowa z nich była sprawdzona. Nagle usłyszał ciche pyknięcie i przed jego biurkiem pojawiła się Sisi.
– List do pana Snape’a. – powiedziała, kłaniając się i wyciągając przed siebie drobne rączki, w których spoczywała koperta. Wziął ją, od razu rozpoznając pismo i podziękował skrzatce. Gdy zniknęła, rozdarł list i przeczytał jego zawartość.
Eliksir penetrujący, moc 10.
Rozkurczacz, stopień 8. Albo 9.
Na wszelki wypadek – eliksir uzdrawiający. I dyptam.
Edna
Severus wykrzywił usta, mając ochotę się roześmiać. Zawsze, gdy Edna mówiła „na wszelki wypadek” to ten wypadek się przytrafiał. Więc może weźmie ze dwie fiolki dyptamu. W razie gdyby dziewczyna miała odnieść więcej obrażeń. Ostatnia rzecz, o jaką Severus podejrzewał Ednę to delikatność. Zajmowała się pacjentami dobrze, skutecznie – ale bez wyczucia. Przynajmniej tak pisano we większości skarg do świętego Mungo. Spojrzał na stertę papierów i pokręcił głową. Dzisiaj nie ma już na nie ani siły ani czasu. Spakował do torby zamówienie Edny i skierował się do łazienki. Skłamałby, jeśli powiedziałby, że poprzedniej nocy sen przyszedł łatwo. Mimo wszystkiego, co można było powiedzieć o Severusie, nie był on potworem. Może nie współczuł dziewczynie – zwyczajnie nie znał takiego uczucia – ale obawiał się, że nie będą mogli jej pomóc. Nie ze względu na nią. Ze względu na fakt, że nienawidził jak coś mu nie wychodziło. Więc może jednak jestem potworem, pomyślał, uśmiechając się szyderczo.

Jeanne syknęła, gdy Molly za mocno pociągnęła jej włosy.
– Wybacz. Ginny nie miała tak gęstych włosów – zaśmiała się kobieta łagodnie.
Przez kolejne kilka minut, kobieta w ciszy plotła na włosach nastolatki pięknego warkocza. Zawsze żałowała, że Ginewra wolała chodzić w rozpuszczonych włosach – Molly nie miała możliwości wykorzystania umiejętności podpatrzonych u swojej matki. Kiedy skończyła zawiązała gumkę i poklepała Jeanne po ramieniu.
– Skończone. Zjesz z nami, czy przynieść ci śniadanie tutaj?
Dziewczyna nie odwróciła w jej stronę twarzy. Pokręciła tylko głową. Molly kucnęła przed nią i kładąc dłoń na splecionych palcach dziewczyny, powiedziała matczynym tonem:
– Będzie w porządku. Jeśli nie ufasz Severusowi, czemu się wcale nie dziwię, zaufaj mi.
Błękitne oczy w końcu na nią spojrzały, a kościste palce zacisnęły się na dłoni kobiety. Przez moment trwały tak, czytając jedynie z wyrazu własnych oczu cały ból, samotność i zrozumienie. Żadna nie wypowiedziała ani jednego słowa. Nie było takiej potrzeby. W końcu Molly uśmiechnęła się łagodnie i objęła dziewczynę. Ta natychmiast zesztywniała, ale chwilę później jej ciało rozluźniło się, a oddech uspokoił. Nagle usłyszały z dołu wołanie Artura.
– Molly! Już są.
Kobieta podeszła do drzwi, posyłając Jeanne pokrzepiające spojrzenie, po czym zeszła do kuchni. Severus jak zwykle w swoich czarnych szatach, z wyświechtaną torbą na ramieniu stał nonszalancko oparty o próg kuchni. Kobieta obok niego wyglądała na starą niczym sam świat, jednak w jej stylu bycia, w ubiorze i wyrazie twarzy widać było, że tylko wygląda na taką. Całkowicie siwa, ubrana w elegancką marynarkę nie sprawiała wrażenia zdolnej do uzdrawiania kogokolwiek. Artur widać myślał dokładnie to samo co Molly, gdyż jego brew w charakterystyczny sposób się podniosła.
– Severusie – przywitała go gospodyni.
– Molly. – Snape skinął jej głową. Mała kobieta popatrzyła na zebranych i westchnęła teatralnie.
– Skoro nie zamierzasz mnie przedstawić – powiedziała do towarzysza, a ten jedynie przewrócił oczami – to sama muszę to zrobić. Edna Blake.
Molly przyjęła jej rękę, podczas gdy jej mąż wciąż wpatrywał się w przybyszkę, teraz z szeroko otwartymi oczami.
– Stało się coś, kochanie? – spytała zatroskana kobieta, a Artur w końcu przypomniał sobie, jak się mówi.
– Blake?
Edna pokiwała dumnie głową.
– Znasz ją? – dopytywała się Molly.
– Obiło mi się o uszy. – wymamrotał gospodarz, chrząkając. – Napijecie się czegoś?
Kobieta otworzyła usta, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, wtrącił się Severus:
– Nie, dziękujemy. Najlepiej od razu zabierzmy się do pracy.
– Zero manier. – mruknęła Edna. – Herbaty.
Zostali poprowadzeni na pierwsze piętro, do oddalonych w korytarzu drzwi. Molly zapukała w nie cicho, po czym uchyliła i powiedziała:
– Jeanne, masz gości. Profesora Snape’a znasz. Jego znajoma nazy…
– Edna – przerwała jej wchodząca kobieta. – Dziękuję, Mary.
Dziewczyna wstrzymała powietrze, obserwując jak profesor Snape wchodzi przez drzwi, a za nim pojawia się mała, siwa kobieta. Gospodarze wycofali się z sypialni, a Jeanne miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi.
– Dobrze! – powiedziała kobieta klaskając w dłonie, po czym położyła na łóżku torbę, w której zaskrzeczały metalowe przedmioty. Jeanne naprawdę się przeraziła i lekko odsunęła się od przyrządów, co Snape skomentował pogardliwym uśmieszkiem, a Edna głośnym śmiechem. – Severus powstrzyma mnie przed zrobieniem ci krzywdy, więc nie masz czego się obawiać.
– Ja coś takiego powiedziałem? – odparł profesor, unosząc do góry lewą brew.
Jeanne obserwowała tą kłócącą się teraz dwójkę i odniosła nieodparte wrażenie, że kogoś jej przypominają. Droczyli się ze sobą jak pewna para bliźniaków, których miała okazję mieć za sąsiadów przez ostatnie dni.
– Edna, błagam, możesz zaczynać? Nie mam całego dnia.
– Ależ drogi chłopcze, nikt nie trzyma cię tu na siłę. – odparła Edna z szelmowskim uśmieszkiem. – I tak będę musiała cię wyprosić. Nie pozwolę, aby jakiś stary zwyrodnialec oglądał półnagą nastolatkę.
Snape prychnął, ale na tym skończyli swoją dyskusję. Edna rozłożyła na łóżku torbę i jak się okazało, nie było w niej narzędzi do tortur. Było w niej za to mnóstwo fiolek, rurek, igieł oraz bandaży. Dziewczyna przełknęła ślinę na widok wyposażenia, a jej zdenerwowanie rosło z każdą chwilą. Dla nich może i był to kolejny nudny zabieg, ale dla niej była to sprawa życia.
– Najpierw eliksir penetrujący. – odezwała się Edna, a Snape podał jej ze swojej torby fiolkę z bezbarwnym płynem. – Wiem, że ten tu już ci go podawał, ale muszę sama ocenić twój stan. No, to do dna.
Jeanne wypiła posłusznie eliksir, znów zaskoczona smakiem, który poczuła. Jagody? Edna wymruczała pod nosem zaklęcie i przyłożyła otwarte dłonie do brzucha dziewczyny.
W tym momencie przez jej ciało przeszedł powolny, ciepły prąd. Poczuła, jak zatrzymał się na wysokości miednicy, a później…
Westchnęła, gdy ciepło dotarło powoli do palców u stóp. Prawie popłakała się ze szczęścia, gdy największy z nich poruszył się na jej polecenie.
– Muszę cię poprosić o zdjęcie spodni, kochanie. – powiedziała Edna, wyrywając dziewczynę z zamyślenia.
– Słucham?
– Spodnie.
Jeanne popatrzyła najpierw na nią, a potem na profesora Snape’a, który opierał się o komodę z rękami założonymi na piersi.
– Ah, tak. – powiedziała Edna, podchodząc do mężczyzny od tyłu i popychając go w stronę wyjścia. – Zaczekaj na zewnątrz, będziesz mi później potrzebny.
Gdy zniknął, Jeanne zmarszczyła brwi.
– Nie guzdraj się. – rzuciła Edna, zajmując się zawartością torby profesora Snape’a. Jeanne zsunęła dresy z bioder, po czym z lekkim trudem opuściła je do kolan. Zerknęła na uda i od razu musiała odwrócić wzrok. Kobieta, która właśnie odwróciła się w jej stronę, zauważyła jej minę i pomogła jej ściągnąć spodnie.  – Każdy z nas ma swoje wady. – dodała ciszej, gładząc wielką, krwistą bliznę na udzie dziewczyny.
Jeanne poczuła, jak do jej oczu napływają niechciane łzy. Edna jednak zdawała się być w innym świecie. Stanęła przed dziewczyną i rzuciła na nią zaklęcie i już po chwili, Jeanne niczym marionetka wisiała zawieszona nad podłogą. Starucha w skupieniu zabrała małą, błękitną wstążkę z łóżka i przewiesiła sobie przez ramię. Stanęła naprzeciw dziewczyny i zamknęła oczy.
– Ubi luce non admittitur, dirige me – szeptała pod nosem. Nagle Jeanne krzyknęła, czując niesamowity ucisk na plecach. Kobieta jednak nie przestawała, mimo iż twarz dziewczyny stała się blada, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Poczuła, że nie może oddychać. Zapała łapczywie powietrze, rękami wymachując na wszystkie strony. Nagle przed jej oczami zaczęły pojawiać się czarne plamki, a jej usta posiniały. Edna natychmiast złapała wstążkę i przewiązała ją na wysokości lędźwi niemal nieprzytomnej dziewczyny.
– Finite incantatem – powiedziała, a dziewczyna zaczęła się krztusić. Nabierała powietrza w płuca wielkimi haustami, a jej klatka poruszała się nieregularnie, szybko.
– Chciałaś mnie zabić?! – krzyknęła do staruchy.
– W żadnym wypadku. – odparła tamta. – Musiałam stwierdzić dokładnie, w którym miejscu wystąpił ucisk. Teraz wiem i postaram się go zmniejszyć.
Jeanne powoli się uspokajała, gdy nagle klamka u drzwi się poruszyła.
– Nie wchodzić! – zaskrzeczała Edna, rzucając na zamek zaklęcie. Dziewczyna zaczynała panikować. – Teraz muszę dostać się do środka. Nie zrobię tego za pomocą magii, bo jest to zbyt blisko twoich nerek. A nie chcemy uszkodzić cię bardziej.
Jeanne spuściła głowę, zmęczona i bezsilna. Mogła tylko godzić się na wszystkie okropności, które Edna najwyraźniej zamierzała jej zafundować.

Za drzwiami Molly nerwowo przebierała nogami, a Artur bezskutecznie próbował ją uspokoić. Snape zdawał się w ogóle nie być zaskoczony rozdzierającym krzykiem dziewczyny, co dodatkowo irytowało gospodynię. Fred i George siedzieli na podłodze, naprzeciw siebie, ciekawi rezultatów wizyty uzdrowicielki. Zdążyli przywiązać się do dziewczyny, która stanowiła interesujący przerywnik w ich dotychczasowo nudnym życiu. Mimo iż wszyscy, włącznie z Jeanne, myśleli o nich jak o wiecznie beztroskich nastolatkach, młodzi Weasleye powoli zaczynali być znużeni bezczynnością.

Sklep upadł, po wtargnięciu na Pokątną śmierciożerców. Nie mogli prowadzić biznesu, więc siedzieli w domu, jedynie czasem udając się do Londynu po potrzebne elementy do nowych wynalazków. Jednak i na nie zaczynało brakować pomysłów. Mówi się, że co dwie głowy to nie jedna, ale w tym przypadku oni pracowali jako jedna. I potrzebowali kogoś takiego jak Jeanne. Kogoś, kto mógłby wprowadzić do ich życia odrobinę rozrywki.


Chociaż tylko Fred myślał tymi kategoriami. George po prostu nie mógł słuchać krzyków dziewczyny. Niemal widział jej cierpiącą twarz i musiał odejść dalej, aby nie zbombardować drzwi i przerwać.


~~*~~
Przepraszam, przepraszam, PRZEPRASZAM.
Nie spodziewałam się, że napisanie siedmiu stron przysporzy mi tyle problemów.
No ale udało się, to najważniejsze.
Podobało się? Zostaw komentarz. 
Nakarm autora.

Widzimy się za tydzień!

11 komentarzy:

  1. więc będę tu za tydzień, w nadziei, że ruszysz z kopyta ;)
    rozdział milutki. I podoba mi się cholernie Edna. Liczę, że wprowadzisz ją na stałe do opowiadania :)
    Pozdrawiam,
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też podoba mi się postać Edny! Ona świetnie tu pasuje mam nadzieję, że będę mogła jeszcze poczytać o jakiś sytuacjach z jej udziałem:)
    Świetny rozdział!:)

    Pozdrawiam
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Posta przeczytałam jakieś 6 godzin temu, a teraz komętuję.
    Hahahahahahahahaha
    Cała ja.
    Super. To jest Super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! super rozdział <3 Czekam na więcej!
    Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Napisałam taki piękny komentarz i mi go zezarło :( no to piszę jeszcze raz.
    Muszę przyznać, że Edna ci się udała! Bardzo mi się podoba, a rzadko podobają mi się postacie spoza kanonu. Teraz pozostaje tylko nadzieja, że jej kuracja przyniesie efekty.
    Na przyszły tydzień zamawiam więcej Severusa i Hermiony!
    I na koniec mam pytanie;czy ty jeszcze jesteś panienką czy już panią? To tak z ciekawości, bo zastanawiam się jaki to będzie miało wpływ na twój styl i... rozwój akcji? hehehehe
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobało się i to jak! :) mam nadzieje, że zabieg przebiegnie pomyślnie :) naprawdę chciałabym się jeszcze czegoś dowiedzieć o przeszłości Snapa i Edny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mega :D

    Strasznie ciekawi mnie co tak nagle uderzyło Artura... czyżby znał naszą drogą Ednę?
    Swoją drogą, zaczynam coraz bardziej ją lubić.
    Nie mogę doczekać się rezultatów uzdrawiania i oczywiście kolejnych scen Sevmione.

    Gorąco pozdrawiam
    bullek

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam znajdując tu coś od maja :) Czytam i czytam, nie mogę się doczekać następnej porcji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dwudziestka, czyli jesteśmy na półmetku. A tak swoją drogą... Ciekawa jestem, czy z góry założyłaś, ile będzie rozdziałów, czy po prostu szłaś z fabułą, a kiedy brakło pomysłów/uznałaś, że to już dość, żeby nie przedobrzyć, zakończyłaś to opowiadanie. Mam nadzieję, że bliżej końca podzielisz się z nami tą tajemnicą. :)
    Zastanawiam się, co przyćpała Hermiona, że tak rozmyśla nad nazwiskami, ale zaraz potem sobie przypomniałam, że może chodzi o historię magii. I faktycznie - pierwsze, co przychodzi na myśl, kiedy przywołuje się nazwisko na S, to właśnie Slytherin. Ewentualnie Snape.
    Fajnie, że wkładasz do głowy Hermiony te niewinne wspomnienia z kanonu, z jej młodości, fajnie, że wspominasz o Harrym. Ale dlaczego, do jasnej ciasnej, nadal nic nie wiemy o tym, co się z nim dzieje? Tak, wiem, mamy jeszcze dwadzieścia rozdziałów, ale już nie mogę się doczekać, co tam wymyślisz. W końcu Harry uciekł z Luną, a jego dziewczyna nadal życie, więc czyżby zapowiadała się dość drastyczna (pod względem pairingowym) zmiana kanonu?
    No tak, Hermiona nadal nie wie nic o śmierci Rona. I wydaje mi się, że świat o nim zapomniał. Często piszesz o Norze, ale zachowanie dzieci i rodziców w niczym nie przypomina zachowania rodziny, która dopiero co dowiedziała się o śmierci Rona. Fred i George swawolą sobie z Jeanne, Molly pociesza dziewczynę... Żałoba trwa trochę ponad rok. Ten czas oczywiście jest zależny od człowieka, ale wątpię, aby Molly była taką osobą, która w kilkanaście dni przywykłaby do świadomości, że jej syn nie żyje. Pamiętasz, jaką formę przybierał jej bogin? To były martwe ciała jej rodziny, Harry'ego. A Ty podeszłaś do sprawy tak, jakby Weasleyowie wiedzieli o śmierci Rona od wielu lat i jakoś próbują sobie z tym radzić. Takie ignorowanie przeszłych wydarzeń, które notabene jest u Ciebie dość częste, bardzo przeszkadza. Każdy rozdział przypomina nowy odcinek jakiejś kreskówki, w którym bohaterowie nie pamiętają konkretnych zdarzeń z poprzednich. Np. dlaczego Snape najpierw zabiega o względy Hermiony, bierze ją na słuchanie Bacha czy kogo tam sobie wybrałaś, a potem, kiedy dziewczyna go całuje, stoi sztywno i ma wywalone na jej zaloty, mimo że jeszcze chwilę wcześniej oczami wyobraźni widział ją nagą? Kiedy masz bardzo dużo wątków, jest kilka głównych osi fabuły, a każdy bohater coś znaczy i robi, pomijanie jakichś mało istotnych scen jest niekonsekwencją, którą można przyjąć, bo nie można cały czas pisać o tym samym, ale u Ciebie nie dzieje się jakoś specjalnie dużo, świat, który przedstawiasz, jest ograniczony, podobnie zresztą jak i bohaterowie (ciągle przewija się piątka, może szóstka tych samych - Hermiona, Snape, McGonagall, Ginny/Dean/Neville, Jeanne, bliźniaki i ostatnio przyjaciółka Snape'a), więc musisz ich perfekcyjnie prowadzić. To jest jak ze sprawdzianami w szkole. Jeśli masz test na sto pytań, to możesz sobie pozwolić na więcej błędów, ale jak masz już na piętnaście, to każdy błąd może kosztować Cię oblanie sprawdzianu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Coraz bardziej denerwuje mnie to, że większość autorek traktuje Harry'ego i Rona jak przygłupów, którzy interesują się tylko quidditchem. To takie stereotypowe podejście do facetów - ot, typowy chłop to taki, który żłopie piwsko przed telewizorem, ogląda mecze, a Grażyna koło niego skacze. Nawet ci faceci, którzy nie są dla nas interesujący, mogą mieć jakieś niekonwencjonalne hobby, mogą być dobrzy w czymś, o co ich nie podejrzewamy. Np. gdyby pominąć te wszystkie wstawki Rowling, kiedy Ron gra w szachy, pomyślałabyś, że może się tym interesować? Że może być w tym dobry? Ja też nie. A umiejętność grania w szachy oznacza błyskotliwy umysł, logiczne myślenie. To, że Hermiona nie interesuje się ani Ronem, ani Harrym, nie musi myśleć, że każdy facet poza Snape'em (bo tylko Snape ją interesuje) jest pustakiem. Może Twoja Lavender byłaby do tego zdolna, ale nie Hermiona.
    Czyli wyprawa do Hogsmeade albo w tym odcinku, albo w następnym, bo widzę, że szybko przeszłaś do sceny ze Snape'em i Jeanne. A już myślałam, że jednak z tego zrezygnujesz. Ciekawy zabieg, który Edna przeprowadziła na Jeanne, ale mam nadzieję, że powrót do zdrowia nie będzie taki prosty, w końcu gdyby tortury śmierciożerców były takie łatwe do przeżycia, nikt by się ich tak nie obawiał. :)

    OdpowiedzUsuń